piątek, 28 lutego 2014

Odc. 2: Czerwone Światła

No i mamy piątek :) Uwielbiam weekendy, wy pewnie też? Dziękuję za pozostawione komentarze. Na samym początku pojawia się szczególna potrzeba świadomości, że ktoś czuwa :)
Dziewczyny! Wielkie dzięki za podanie linków do Waszych blogów. Uzupełnianie listy trwa! :)
Zapraszam do odcinka.

2. Czerwone światła

Doszedł do wniosku, że dopiero tego dnia poznał prawdziwe znaczenie słowa kac. Każdy, najdrobniejszy szmer wywoływał rozdrażnienie, a ból głowy i suchość w ustach nie ustawały.
Darkroom…
- Nie, nie, nie… - Zaczął powtarzać pod nosem, wciskając twarz w poduszkę. Choć był spóźniony do pracy, jeszcze nikt nie próbował zajrzeć do jego pokoju. Usiadł na łóżku, czując nieprzyjemny posmak w ustach. Nim zdecydował się na długi prysznic, udał się do lustra umieszczonego obok przestronnej szafy. Odwrócił wzrok, czując zażenowanie na widok własnego oblicza. Zaczął się rozbierać z wczorajszych ubrań i powolnym krokiem dotarł pod prysznic, opierając plecy o zimne kafelki. Puścił na siebie gorącą wodę i wziął głęboki oddech. Ten dzień nie zapowiadał się najlepiej.
Byłem pijany. To moje wytłumaczenie. A jeśli chodzi o ten gejowski klub? To najbliższa miejscówka w okolicy. W dodatku ceny alkoholi nie są zabójcze i mogę sobie pozwolić na szklankę whisky czy piwa raz w tygodniu. To nie jedyny lek jaki przyjmuję, ale jedyny, który kuruje moją duszę. Jeśli jeszcze jakąkolwiek mam…
Zmrużył powieki i odrzucił głowę do tyłu, odgarniając włosy, które oblepiły jego mokrą twarz.
Poza tym to on rozpiął mi spodnie. Przecież to nie ja ssałem czyjegoś kutasa. Mdli mnie na samą myśl, przynajmniej na trzeźwo.
- Hej, Tommy! Tommy! – Usłyszał nawoływanie kobiecego głosu. Gdy uniósł powieki, ujrzał przed sobą Dinę, która stanęła przy oknie, zakładając ręce na piersi. – Szef dostaje szału. Zejdź na dół i ogarnij ten burdel, który wczoraj pozostawiłeś.
Blondyn przewrócił oczami. – Niech zadba o selekcję i nie wpuszcza świń do swojego chlewu.
Dziewczyna oparła się o krawędź szafki. – Co się wczoraj wydarzyło? Miałeś wyraz twarzy, jakby z twojej ręki zginęła cała klasa dzieciaków.
- Nieciekawa historia. Możesz odpuścić. – Rzekł, namydlając swoje ciało.
Dina uśmiechnęła się pod nosem i przechyliła głowę – No przyznaj się… Taki nudziarz jak ty ma niewiele rozrywki w swoim życiu. Co wywinąłeś?
- Zajmij się swoim interesem. – Rzekł zdecydowanym głosem. Chwilę później spłukał pianę i wyszedł spod prysznica, przepasając biodra beżowym ręcznikiem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, mierząc blondyna wzrokiem – Dobra, spokojnie. Pójdę do siebie.
Tommy wziął głęboki oddech. Wrócił do pokoju, by ubrać się i przygotować do pracy.
- Dina, naprawdę nie jestem w nastroju… - Odparł cichym głosem, opuszczając pokój.
***
Van zajrzała na widownię, jednak nie dostrzegła tam Adama. Udała się do wspólnego pokoju, gdzie grupa aktorów grała w karty.
- Hej, widzieliście naszą diwę?
Kevin podniósł wzrok. – Mówił, że musi popracować w ciszy. Poszukaj w garderobach.
- Po lewej?
Chłopak przecząco pokręcił głową. – Nie, tych dla małej sceny.
Van udała się we wskazanym kierunku. Cicho zapukała i nacisnęła klamkę, zaglądając do środka.

Ma Dulcyneo, już nasz ślub obwieścił dzwon,
A me niewierne serce gra fałszywy ton.*

Na moment zatraciła się w głosie Adama, słuchając ballady nad którą pracował już dwa miesiące.  Nie tracąc uśmiechu na twarzy weszła do pokoju.
- Zasługujesz na odpoczynek. Wyskoczmy gdzieś. – Rzekła, opierając dłonie o jego ramiona. – Mam nawet całkiem niezły pomysł.
Adam podniósł wzrok, nie wypuszczając z rąk scenariusza i notatek. – Brzmi interesująco…
- Masz nienajlepsze stosunki z szefem tego burdelu po drugiej stronie ulicy.
- Daj spokój, nie ma mowy. – Odparł, przekreślając trzy wersy. Założył kilka dłuższych kosmyków za ucho, nie skupiając się na niczym, poza pisanym utworem.
Van przewróciła oczami i usiadła obok Lamberta. – Uważam, że to właściwe rozwiązanie. Z klientem będzie rozmawiał inaczej niż z wrogiem. Możemy spróbować, przecież nic nie tracisz.
Adam uniósł brwi. – A honor?
- Jego nie interesuje twój honor, tylko twoja kasa.
- Której nie mam. – Odparł Adam, przerywając kolejną wypowiedź Van. – Nie proponuj mi tego drugi raz.
- Pamiętasz, że wisisz mi przysługę? – Uśmiechnęła się szeroko. – Chyba nie chcesz, by zespół dowiedział się, że twój służbowy wyjazd okazał się alkoholową libacją w gronie znajomych z San Diego?
Popatrzył na nią morderczym wzrokiem i zacisnął zęby.

- Witaj w kryjówce wroga! – Poklepała Adama po plecach, przekraczając próg nocnego klubu, usytuowanego naprzeciw teatru.
Lambert był tutaj nie pierwszy raz. Kilka razy wpadł do gabinetu szefa, który nie był skory do rozmów i negocjacji. Wziął głęboki oddech, a jego wzrok utonął w świetlistych różach i czerwieniach. W pierwszej kolejności dostrzegł półnagie tancerki, zajmujące swoje stanowiska. Następnie zmierzył wzrokiem gości lokalu i wyciągnął słuszne wnioski – z pewnością nie wita tu elita.
- Jest wolny stolik. – Rzekła Van, idąc wzdłuż ściany. Usiadła na taborecie, sięgając po kartę drinków.
- Nie czuję się tu najlepiej. – Powiedział Adam, ostrożnie siadając na krześle. Uprzednio sprawdził, czy nie jest zalane alkoholem, który przelewał się w tym miejscu hektolitrami.
- Nadajesz się do Stowarzyszenia Umarłych Poetów. – Rzekła Van, odkładając na moment kartę. – Ktoś musi ci w końcu o tym powiedzieć. – Chwyciła dłoń Adama między swoje dłonie – Świat jest brutalny i ociekający krwią.
Adam skrzywił się, sięgając wzrokiem do tancerki, która właśnie pozbywała się bielizny.
- Krwią i spermą. – Dodał, cofając rękę. – To, że nie godzę się z takim stylem życia nie znaczy, że nie mam pojęcia o otaczającej mnie rzeczywistości. Po prostu jestem innego typu człowiekiem. Interesuje mnie stabilizacja i… honor, jeśli jeszcze jakikolwiek mam po wizycie w tym miejscu.
Na stolik padł cień postaci, która właśnie się zjawiła.
- Co podać? – Rozbrzmiał gburowaty ton głosu. Adam podniósł wzrok, przypatrując się zmęczonej twarzy młodego chłopaka.
- Mojito. – Odparł Lambert.
- Nie ma. – Uciął Tommy – A pani?
- Ja Budweisera proszę. – Rzekła z uśmiechem, stukając paznokciami w kartę – Adam?
Lambert wziął głęboki oddech .– To może zapytam inaczej. Co jest?
Tommy z poirytowaniem zmrużył oczy. – Nie jestem od czytania list drinków. Przyniosę to, co jej. – Odparł, mierząc w Van długopisem. Odszedł w stronę baru, nie oglądając się za siebie.
Adam parsknął śmiechem. – Słyszałaś to? Obsługa na najwyższym poziomie…
- Może na zły dzień. – Rzekła Van. – Nie oceniaj ludzi przy pierwszym kontakcie.
- Kojarzę go. – Adam odwrócił głowę. – Nigdy nie wydawał się sympatyczny. Podobnie jak jego wielki szef.
Van parsknęła śmiechem. – Człowiek legenda? Nigdy go nie widziałam.
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała okazji. – Na twarzy Adama pojawił się uśmiech. Cień, który ponownie oblał stolik poprowadził wzrok Lamberta nieco wyżej.
- Cosmopolitan…
- To chyba nie ten stolik. – Van pokiwała palcem – Zamawialiśmy piwo.
- Jasne… - Tommy odwrócił się, nieszczęśliwie wpadając na rosłego mężczyznę w garniturze. Jego biała marynarka natychmiastowo przybrała cukierkowy odcień, na co Adam zareagował cichym śmiechem. Spoważniał, gdy za swoimi plecami usłyszał dobrze znany mu głos, który mimo wszystko nie kojarzył się pozytywnie.
- Ratliff! – Ryknął szef, chwytając blondyna za ramię. – Coś ty do cholery, zrobił?!
- To on na mnie wpadł! – Krzyknął blondyn, rzucając tacę na stolik, przy którym siedzieli Adam i Van. Aktorzy wymienili spojrzenia, śledząc rozwój sytuacji.
- Ty parszywa gnido! – Rozbrzmiał niski ton poszkodowanego. – Wiesz, ile to jest warte? Taniej matkę byś sprzedał! Pieprzony kłamca!
Tommy próbował się wyszarpać z silnego, bolesnego uścisku. – Jeszcze słowo o mojej matce…
Pan Smith przeniósł wzrok na dwie najbliżej znajdujące się osoby. Przechylił głowę, wpatrując się w Adama.
- My to się chyba już kiedyś widzieliśmy.
- No… - Burknął Adam. – Chyba tak.
- Jak było? – Spytał szef lokalu, pochylając się w stronę Lamberta i jego przyjaciółki. – Po czyjej stronie leży wina?
- Pański człowiek nie popełnił błędu. – Skłamał Adam.
Świetny z ciebie aktor… Przyszło na myśl Van, która sięgnęła do torebki, by znaleźć swój telefon.
- Potwierdzasz to? – Szef przeniósł wzrok na drobną brunetkę, która bez zawahania kiwnęła głową.
- Ratliff, to twój kumpel? – Spytał Smith, kierując podejrzliwy wzrok w stronę Adama.
- Pierwszy raz widzę go na oczy. – Odparł Tommy, poprawiając rękawy swojej bluzki.
- Wy. – Rzekł klient do pary siedzącej przy stoliku. – Jeszcze mi za to zapłacicie. A z panem chcę pomówić na osobności.
Kiedy Adam i Van zostali sami, dziewczyna niemal kopnęła Lamberta.
- Zwariowałeś? Uratowałeś tyłek temu gburowatemu kolesiowi. Odbiło ci?
Czarnowłosy wzruszył ramionami. – Dostaję szału, gdy wyzywa się czyjąś matkę.
- Wiesz co… - Mruknęła dziewczyna wstając z miejsca. – Wolałabym zniknąć, zanim ten wariat przyjdzie się z nami rozliczyć. Chodźmy stąd.
Adam chwycił swoją zawieszoną na oparciu kurtkę i spojrzał za siebie. Chwycił leżącą na stoliku tacę.
- Tylko odniosę. – Rzekł do Van i powolnym, nieśmiałym krokiem zbliżył się w stronę baru. Położył pozostawioną przez blondyna rzecz tuż przed jego twarzą.
Spojrzenia obu par oczu spotkały się. Tommy wykorzystywał w tym momencie wolną chwilę na czyszczenie kufli.
- Dzięki. – Odparł stłumionym głosem, wbijając wzrok w podłogę.
- Nie ma sprawy.
- Nie musiałeś.
Adam uśmiechnął się łagodnie w stronę rozmówcy. – Chyba nie przepadasz za pracą w tym miejscu? – Spytał, oglądając się za siebie.
- Wyciągasz takie wnioski po jednym incydencie? – Ratliff uniósł brwi, przyjmując od stałego klienta obiecany napiwek.
- Obserwuję cię już od jakiegoś czasu. To znaczy – Adam poczuł na sobie zażenowany wzrok – Widziałem, jak kilkukrotnie opuszczałeś to miejsce. Prawie jakby strzelił cię piorun.
Tommy oparł łokcie o barmańską ladę. Zupełnie nieświadomie posłał Adamowi lekceważące spojrzenie. – Nie należysz do częstych klientów. Mam się obawiać stalkera, który czyha na mnie pod klubem w każdą sobotnią noc?
Adam rozchylił wargi, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego sensownego zdania. Postanowił przejść do rzeczy.
- Prowadzę teatr po drugiej stronie ulicy.
Tommy prychnął przez śmiech. – Toś sobie wybrał interes…
Adam wyprostował się i założył ręce na piersi. – Chciałem ci zaproponować spotkanie. Zaczynamy pracę nad nowym spektaklem.
- Nie chcę cię urazić, ale z aktorstwem mam tyle wspólnego, co ty z uczciwością. – Rzekł, zarzucając ścierkę na ramię. – Muszę wracać do pracy. – Urwał rozmowę i pozwolił zastąpić się Johnowi na barmańskim stanowisku.
Czarnowłosy wziął głębszy oddech i wychylił się, by odnaleźć Van. Stała przy drzwiach, wołając Lamberta gestem dłoni. Udał się za nią i jeszcze tej nocy odwiedzili dwa inne lokale.
***
Około szóstej nad ranem Tommy kończył swoją pracę. Był wyczerpany. Powolnym krokiem skierował się w stronę schodów, by odnaleźć swój pokój. Sprawy nie miały się najlepiej.
- W tym miesiącu nie dostaniesz wypłaty. – Rzekł oschle Smith.
- Pierdol się! – Wrzasnął Tommy, zrzucając z półki część swoich rzeczy. – Haruję jak wół, tracę swoją godność czyszcząc wibratory i jeszcze mnie straszysz?!
- To nie jest szantaż. Klient zażądał zwrotu pieniędzy. Nie chcę ryzykować złą sławą. A ty uważaj na język, pyskaczu. Jeszcze jedna taka pogawędka, a wylecisz na zbity ryj.
- Kontenery między blokami byłyby lepszym domem niż ten burdel.
- Droga wolna.

Wziął głęboki oddech i zacisnął powieki. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do okien, by zasunąć rolety. Miał świadomość, że w pewnym sensie byli od siebie uzależnieni; niewielu chętnych stawało na rozmowach o pracę, a kiedy słyszeli o warunkach natychmiast odwracali się w stronę drzwi. Chłopak upadł na łóżko, zasłaniając oczy ramieniem. Teraz potrzebował jedynie długiego snu.


*Fragment polskiego tłumaczenia z utworu Belle (Notre Dame)

2 komentarze:

  1. Przypomniałam sobie, że czytanie nieukończonego opowiadania ma, oprócz wielu zalet, także wadę... Czytałoby się dalej, a tu trzeba tydzień czekać XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale zupełnie nie miałam czasu :(
    Opowiadanie bardzo fajnie się zapowiada. Podoba mi się również wygląd blog, jest taki... świeży. Bohaterowie też wydają się dość realistyczni i zróżnicowani, dlatego jestem ciekawa jak to wszystko rozwiniesz.
    Życzę ci duuuuuuużo weny i czasu! :)
    I dziękuję, że na boku jest link do mojego bloga :*

    OdpowiedzUsuń