sobota, 15 marca 2014

Odc. 4: Mały świat

Tym razem dodaję w sobotę, bo piątkowy wieczór spędziłam w kinie na długo wyczekiwanym Dallas Buyers Club ^^ Dziękuję za każdy komentarz! <3 Zapraszam do odcinka.

4. Mały świat

Siedział w fotelu – jak zwykle zajął miejsce w pierwszym rzędzie. Czuł pieczenie swoich warg, zbyt mocno kąsał je zębami. Śledził palcem kolejne wersy utworu, gdy słyszał ich brzmienie. Uniósł wzrok, wpatrując się w pogrążoną w namiętnym tańcu Van. Rumieniec wstąpił na jego policzki; czuł się onieśmielony tym widokiem. Miał wrażenie, że jego przyjaciółka oraz Kevin wzajemnie pożerają się wzrokiem i dotykiem. Był zachwycony. Któż inny potrafiłby wyrazić pasję równie pożądliwie, co Vanessa?
Dlaczego nie jesteście razem?
Pytanie Neila ciągle krążyło mu po głowie. Czego mogło jej brakować? Była piękna, utalentowana, dzieliła z Adamem te same pasje i najskrytsze sekrety. Co więc stanowiło przeszkodę na drodze ich domniemanego, wspólnego życia?
Zamknął oczy, chłonąc wspaniałą melodię, którą odgrywał skrzypek. Uśmiech mimowolnie wstąpił na jego oblicze. Błogi stan przerwał Terrance, który właśnie trącił ramię Lamberta.
                - Słuchaj, mogę się dziś urwać i nie przyjść na próbę? – Spytał, zajmując miejsce obok. – Chcę się napić.
                - Coś się stało? – Odpowiedział pytaniem brunet, zamykając swój notes.
                - Nie, chciałbym widzieć się z kumplem i pogadać. Wiesz, nic takiego. Z resztą może i reszta zespołu dołączy do nas po dziesiątej. Rozważcie to.
                - Jasne. – Odparł Adam. – Ale bądź jutro. Po południu mamy próbę przed Lilijką.
                - Nie zawiodę! – Zawołał mężczyzna, poklepując Lamberta po ramieniu. Wrócił na scenę, by dotrzeć za kulisy.
***
Adam stał na tarasie, popijając świeżo zaparzoną herbatę. Wpatrywał się w sąsiednie budynki i wziął łyk gorącego napoju.
                - Hej. – Usłyszał za swoimi plecami łagodny głos. – Nie przeszkadzam?
                - Nie. – Odparł z uśmiechem, spoglądając w stronę Van, która oparła się o barierki. – Lubię to miejsce.
                - Zauważyłam. – Powiedziała dziewczyna. – Często można cię tutaj znaleźć.
Trwali w ciszy, wpatrując się w róże i błękity wieczornego nieba.
                - Co cię trapi? – Spytała, zbliżając się na krok.
                - Nie wiem. – Rzekł zgodnie z prawdą. – Mam w głowie wiele pytań, ale brak na nie odpowiedzi.
Kobiece dłonie spoczęły na jego przedramieniu.
                - Tęsknisz za Neilem?
                - Tak, ale… to nie to. – Westchnął, odstawiając pusty kubek na parapet. – Zastanawiam się… To głupie.
                - Powiedz. – Zachęciła go, odgarniając z czoła kosmyk ciemnych włosów.
                - Dlaczego jestem sam? – Spytał, zwracając się twarzą w stronę Van – Dlaczego ciągle powtarzam, że nikogo nie potrzebuję, skoro tak bardzo kocham ludzi? Dlaczego… - Zawahał się, spoglądając w stronę nieba – Dlaczego nie mogę znaleźć osoby, która zawładnie moim światem?
Vanessa zaśmiała się pod nosem. – Po prostu nigdy nie byłeś zakochany. Nie wiesz, jak to jest.
                - Dlaczego nie mogę się zakochać? – Spytał, zbliżając się do Van. – Jesteś jedyną osobą, którą darzę tak bezgranicznym zaufaniem. Właściwie…
                - Wiem, co masz na myśli. – Rzekła, gładząc delikatny policzek bruneta. Zapatrzyła się w jego błękitne oczy, zadając sobie to samo pytanie. – Jeśli nie ty i ja, to kto? – Wyszeptała, uśmiechając się ciepło.
Roześmiał się pod nosem, opierając dłonie o jej ramiona. Ich spojrzenia zaczęły spotykać się coraz częściej. Adam powoli cofnął się na krok i nieśmiało spuścił wzrok.
                - Skoczę z chłopakami do sklepu. Chcesz coś?
Vanessa przecząco pokiwała głową. Odprowadziła Adama wzrokiem, zakładając ręce na piersi. Podeszła do barierki i powiodła wzrokiem po różowych linach chmur, rozwieszonych pod sklepieniem pomarańczowego nieba.
***
Tommy wkroczył we właściwą ulicę piętnaście po dwudziestej. Wpatrywał się swoje buty, nie chcąc podnieść wzroku. Wstydził się spojrzeń innych ludzi, jakby mieli ujrzeć hańbę na jego twarzy. Wziął głęboki oddech, próbując odpędzić od siebie wspomnienia, które mu towarzyszyły; jego ciało nadal było rozgorączkowane pod wpływem emocji i stresu. Z drugiej strony… to już minęło. Najważniejsze były banknoty, które ściskał w garści. Przez cały ten czas nikt nawet nie tknął go palcem. Słynne, hollywoodzkie aktorki robią takie rzeczy co miesiąc i uważają to za powód do dumy.
Kiedy zbliżał się do klubu, ujrzał Adama, siedzącego na schodach swojego teatru. Choć miał go zignorować, czuł, że ostatniej nocy nie postąpił tak, jak powinien. Co prawda nie uniknął kary, ale po raz pierwszy ktoś wziął jego stronę - przynajmniej od czasu, kiedy jego życie zaczęło się totalnie pieprzyć.
Rozejrzał się w lewo i w prawo, po czym przeszedł na drugą stronę ulicy. Stanął tuż przed nieznajomym brunetem.
                - Przeszkadzam? – Spytał, zakładając ręce na niską barierkę.
Lambert podniósł wzrok. Nie potrafił ukryć zaskoczenia, jakie pojawiło się na jego twarzy.
                - Nie. – Odparł czarnowłosy, odsuwając kartki, w które wpatrywał się od dłuższego czasu. Wyraźnie próbował je ukryć.
                - Jakaś tajemnica? – Spytał Tommy, pochylając się nad Adamem. – Zawodowa jak domniemam?
Adam znacząco pokiwał głową. – Dopracowuję nowy musical.
                - Coś wspominałeś ostatnio… - Wymamrotał. - Wiesz, przepraszam, że byłem nieprzyjemny. Masz rację, że nie znoszę tego burdelu i po prostu puszczają mi nerwy.
Lambert spojrzał w czekoladowe oczy, które rzeczywiście wyrażały skruchę. Uśmiechnął się pod nosem.
                - Trochę kiepska sprawa nie lubić swojej roboty.
                - Co ty możesz o tym wiedzieć. – Odparł Tommy, odgarniając włosy ze swojej twarzy. – Dzięki za tamto.
                - Nie ma sprawy. – Brunet odłożył teczkę za siebie, po czym wstał. – Jestem Adam. – Rzekł, wyciągając otwartą dłoń w stronę blondyna.
                Chłopak uśmiechnął się, po czym uścisnął rękę czarnowłosego. – Tommy Joe. Mało sceniczny ubiór. – Rzekł, wskazując czarną dresową bluzę.
                - Mam wolne. – Odparł speszonym głosem Adam, zakładając ręce na piersi. Zszedł z dwóch stopni, by dorównać wzrostem rozmówcy. – Właściwie to nie gram, jestem reżyserem. Masz dziś zmianę?
                - Jak co noc. Zaraz zaczynam, więc będę już szedł.
Spojrzeli po sobie, po czym prędko odwrócili wzrok czując zakłopotanie.
                - Zachowałem się jak dupek. – Tommy wcisnął ręce w kieszenie spodni. – Jeśli przyjmiesz przeprosiny, wpadnij na drinka. – Rzekł, biorąc głęboki oddech. – Na koszt firmy.
Adam uśmiechnął się łagodnie. – Doceniam gest, ale raczej nie przepadam za podobnymi miejscami.
                - Za mało ekskluzywne? – Spytał z zaciekawieniem blondyn, przystępując na drugą nogę.
                - Raczej… zbyt wulgarne.
                - Ouch. – Westchnął Tommy, kiwnąwszy głową.
Jeżeli tancerki w nocnym klubie są dla niego na wyrost, to lepiej, żebym zachował dla siebie małe tajemnice minionego dnia…
                -  Smith na mnie czeka, więc… - Rzekł stłumionym głosem, podnosząc dłoń w geście pożegnania.
                - Do zobaczenia. – Adam posłał Ratliffowi łagodny uśmiech. Blondyn zareagował podobnie, odwracając się w stronę klubu. Chwilę później zniknął za jego drzwiami.
Brunet usiadł na stopniu, sięgając po swoje notatki. Spojrzał w tekst głównego utworu.
Kiedy tańczy jej ciało rzuca cień jak rajski ptak, co w chmurze ku niebu mknie, a otchłań w swoje piekło znowu wciąga mnie.*
Nie potrafił się skoncentrować. Skrył twarz w dłoniach powtarzając wersy utworu oraz słyszany przed chwilą ton głosu.
***
Zbliżała się dwudziesta pierwsza, co oznaczało konieczność zejścia na partner, by rozpocząć nocną zmianę. Tommy stanął przed lustrem poprawiając mankiety swojej czarnej koszuli z haftowanym logo klubu na prawej piersi. Wziął głęboki oddech, wbijając wzrok w swoje odbicie.
To nic takiego, tylko zdjęcia…
Drzwi otworzyły się z impetem. – Tommy? – Zagadnął Smith, przekraczając próg pokoju. Zrzucił z ramion marynarkę, rzucając ją na stary fotel umieszczony w kącie pokoju. – Pakuj walizki. Wynosisz się stąd.
Blondyn odwrócił się w stronę właściciela lokalu. Czuł, jak zawartość żołądka przesuwa się coraz wyżej. Wyczuwał nieprzyjemne pieczenie w przełyku, po czym przełknął ślinę.
                - Ron zajmie twoje miejsce.
                - A kim jest, kurwa, Ron? – Tommy rozłożył ręce, czując kumulującą się w nim złość. Liczył, że to jedynie głupi żart.
                - Moim kuzynem. – Odparł Smith, wsuwając ręce w luźne kieszenie swoich garniturowych spodni. – Za pół godziny ma cię tu nie być.
                - Do jasnej cholery, człowieku! – Ratliff czuł, że zaczyna tracić grunt pod nogami – I co ja mam zrobić? Iść na ulicę? Nie wypłaciłeś się za ostatnie dwa miesiące mojej pracy!
                - Coś wymyślisz. – Odburknął Smith, krążąc wzrokiem po pokoju. – W czynach pewnie jesteś równie mocny, co w gębie. I ogarnij trochę ten bajzel.
                - Nie możesz, do jasnej cholery, nie możesz dupku!
                - Robisz u mnie na czarno, nikt ci nie pomoże i nikt nie potwierdzi, że tutaj pracujesz.
Tommy usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Wplótł palce we włosy i wziął głęboki oddech.
                - Ja pierdolę… - Syknął pod nosem, siadając na rozłożonym łóżku. Wpatrywał się we fragment abstrakcyjnie ubrudzonej ściany, próbując opanować drżenie całego swojego ciała.
Spędzę noc w klubie. A jutro za dnia coś wymyślę…
Sięgnął po niedużą torbę, do której wrzucił kilka ubrań, portfel, paczkę papierosów, stary telefon komórkowy i skromną apteczkę.
                - Dorobek mojego życia… - Prychnął, chwytając pakunek w rękę. Nie odwracając się za siebie i nie żegnając z nikim poza barmanem opuścił klub, pozostawiając w nim kilka lat swojej historii.
***
                - Okej, Terrance, wygrałeś. – Skwitował Adam, poruszając głową w rytm muzyki. – Obiecałem sobie zaprzestać chodzenia do barów. Jak zwykle uległem brunetce, która właśnie nawołuje mnie z baru. – Rzekł z uśmiechem, wskazując w stronę lady.
                - Masz na myśli whisky? – Zagadnęła Van, na co reszta zespołu zareagowała śmiechem. – To jedyna kobieta w twoim życiu.
                - Tak sądzisz? – Adam nie tracił uśmiechu ze swojej twarzy. – Moi drodzy, stawiam piwo dla każdego!
Zespół bawił się w najlepsze. Tancerze dostawili dodatkowe krzesła do niedużego stolika, które nie mogło pomieścić kilkunastu szklanek. Muzyka zagłuszała ich rozmowy, ale nie miało to znaczenia – ważniejsza była atmosfera i stan alkoholowego upojenia.
                - Chcecie jeść? – Lambert wstał z miejsca, przeciskując się pomiędzy Kevinem a Tobym. Nie czekając na odpowiedź zajętych sobą przyjaciół udał się w stronę baru. Wziął głęboki, głośny oddech i odgarnął kosmyki czarnych włosów opadających na jego czoło. Opuścił głowę, czując błogi stan relaksu. Kiedy spojrzał w bok, zmarszczył brwi. Pochylił się w stronę siedzącego obok blondyna, który wydawał się spać na ladzie.
                - Hej? – Zagadnął, kładąc dłoń na ramieniu Tommy’ego.
Blondyn podniósł głowę, a jego nietrzeźwy wzrok próbował rozpoznać twarz Adama. Ratliff parsknął śmiechem, po czym niemrawo uderzył otwartą dłonią w kolano.
                - Niech mnie. Znowu ty.
                - Mówią, że ten świat jest mały. – Na twarzy Adama zagościł szczery, szeroki uśmiech. Wyprostował się, koncentrując uwagę na rozmówcy.
                - Wybacz… - Wybełkotał Ratliff. – Chyba za dużo wypiłem. Jestem… trochę nietrzeźwy. – Rzekł, podpierając się o swoje udo.
                - Jak my wszyscy. – Skwitował Adam, zakładając ręce na piersi. – Skąd jesteś?
                - Z przeklętego Denver.
                - Mówią, że w Denver mieszkają wielkie serca. Szmat drogi… - Stwierdził Lambert, łapiąc się krawędzi lady, by utrzymać równowagę. – Ja przyjechałem z San Diego.
Tommy zaśmiał się pod nosem, wbijając wzrok w swoje kolana. – Jeśli mnie pamięć nie myli, to musiałeś pokonać dłuższą drogę niż ja. A tak w ogóle… skąd wiedziałeś, że nie jestem stąd? – Spytał, próbując podnieść wzrok w stronę oczu Lamberta. W świetle kolorowych żarówek przybrały rubinowy odcień.
                - Zajmujesz miejsce poursalopes. Wydaje mi się, że ty raczej nie z tych. – Adam puścił w kierunku blondyna perskie oko. Uśmiechnął się na widok jego zmieszanego wyrazu twarzy.
                - Co to jest?
                - Nazywam tak miejsca, które zajmują chętni na jednonocne przygody.
                - Co? – Tommy w ostatniej chwili złapał szklankę, którą wytrącił Adamowi z rąk. – Co ty chrzanisz?
                - Czerwone krzesło barmańskie. – Brunet próbował powstrzymać śmiech.
Blondyn rozejrzał się dookoła. – Ale one wszystkie są czerwone. Wrabiasz mnie mnie, stary… - Dodał po chwili, widząc roześmiane oczy Lamberta.
                - Chciałem cię wyczuć. Wybacz, to było nieprzyzwoite. – Rzekł ciepłym tonem. – Co bierzemy? Martini?
                - Wiesz co… - Tommy dyskretnie wsunął dłoń do swojej kieszeni, zdając sobie sprawę z tego, że zostało mu jedynie kilka centów. Próbował ukryć zmieszanie, jakie pojawiło się na jego twarzy. – Ja na dziś odpuszczę. Wrócę do domu.
                - Właściwie też zamierzałem się zbierać. Rano powinienem załatwić kilka spraw. – Rzekł Adam, sprawdzając godzinę na swoim zegarku. – Wybieramy się chyba w tym samym kierunku?
Blondyn znacząco pokiwał głową. Nerwowo zacisnął wargi. Nie potrafił znaleźć wymówki, by wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Jedyne, co mógł w tej chwili zrobić, to grać na zwłokę…


3 komentarze:

  1. Wreszcie się doczekałam :D Napisałaby, że za krótkie, ale miałam już tak nie pisać XD Po prostu Twoje opowiadanie tak wciąga, że nawet się nie zauważa, ile się przeczytało <3

    OdpowiedzUsuń
  2. 46 year-old Statistician IV Tessa Siaskowski, hailing from Thorold enjoys watching movies like "Awakening, The" and Drawing. Took a trip to Monastery of Batalha and Environs and drives a Ferrari 275 GTB Alloy. przeczytaj ten artykul

    OdpowiedzUsuń
  3. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń