wtorek, 15 marca 2016

Odc. 11: Au pied

Witajcie! Jak wam mija dzień? Mam nadzieję, że dobrze, a jeśli macie chwilę czasu, to zapraszam Was do kolejnego odcinka.

Dziękuję Anonimowej osobie za informację na temat plagiatu jednego z opowiadań, które pisałam wraz z autorką Drache. Trafiło ono na Wattpad, opatrzone cudzym pseudonimem. To właściwie dla mnie pierwsza taka sytuacja. 

Trzymajcie się!

11. Au pied


Nie przypomniał sobie momentu w przeszłości, gdy silne mdłości były tak doskwierające. Niemal czuł śrubę, przewiercającą jego wnętrzności. Wypuścił z ust płytki oddech, gdy samochód zaczął zwalniać, mijając żółty znak określający koniec drogi. Nagle wszystko spowiło się w smolistym mroku, a reflektory samochodu zdołały oświetlić przepełnione kontenery na śmieci oraz zniszczone schody dróg ewakuacyjnych, niebezpiecznie drgające przy silniejszych porywach wiatru.
Tommy odepchnął drzwi od siebie i postawił stopy na ziemi, rozglądając się dookoła. Zapach zgnilizny, który roznosił się w promieniu kilkunastu metrów spotęgował jego mdłości. Chłopak  przycisnął dłoń do ust, opierając się ramieniem o karoserię auta. Skrył swoją twarz w rękawie bluzy, gdy po chwili poczuł czyjąś dłoń na swoich plecach.
- Wszystko gra? – Usłyszał za plecami znajomy głos, po czym leniwym krokiem odwrócił się w stronę rozmówcy.
- Po prostu… - Zaczął gestykulować, wskazując na szerokie, metalowe drzwi. Kiwnął głową w ich kierunku.
- Chodź. – Rzekł półgłosem Maxie, pocierając nagie ramiona, gdy ruszył przed siebie.
Wspólnie przekroczyli próg korytarza, skąpanego w ciepłych czerwieniach. Tommy rozejrzał się uważnie dookoła, śledząc wzrokiem drzwi opatrzone tabliczkami z grawerowanymi nazwiskami. Wyglądały jak małe gabinety.
- Możesz mi wyjaśnić, o co tutaj chodzi? – Spytał Ratliff, przechodząc do dużego pokoju, przypominającego garderobę teatru, w którym ostatnio przebywał.
- Przecież już wiesz. – Odparł chłopak, przywołując szczupłą, rudowłosą dziewczynę w swoim kierunku. Kiwnęła ona głową, zmierzając w stronę dużej szafy. Tommy dopiero teraz uświadomił sobie jak wiele osób wypełniało na pozór przestronne pomieszczenie, jednak ich głosy zlewały się ze sobą w jeden, irytujący dźwięk. Ratliff skoncentrował swoją uwagę na rozmówcy, wciskając dłonie w kieszenie bluzy tak głęboko, jak to możliwe.
- Przestań pieprzyć. – Mruknął, zakładając ręce na piersi – I przestań się tak irytująco gapić.
Chłopak oczyścił gardło niskim pomrukiem, po czym sięgnął do swojej torby, wyciągając z niej drobny blister.
- To przyjęcie dla grubych ryb. – Mrugnął okiem, przestępując z nogi na nogę – Tylko trochę mniej legalne. Bądź ślepy na wszystko, co dzieje się dookoła ciebie. Tylko wydajesz drinki i zamówienia. I nie pyskuj, za nic, kurwa, w świecie nie pyskuj. Weź to, będzie łatwiej – Rzekł, wyciskając z blistra dwie tabletki.
- Chyba żartujesz. – Odparł kpiąco Tommy – Co to jest?
- Ekstazy. – Odparł Maxie, połykając tabletki, po czym wsunął pozostałość do kieszeni Ratliffa – Twój wybór. Ale zapewniam, że będziesz trochę bardziej zrelaksowany. – Dodał, mrugając okiem w jego kierunku. Po chwili zniknął w mroku sali, gubiąc się pośród tłumu innych osób.
Blondyn poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu i odwrócił się po chwili, spoglądając w zielone oczy dojrzałej kobiety, trzymającej w dłoni wieszak ze śnieżnobiałą koszulą, ozdobioną czarnym haftem oraz parą czarnych spodni.

***

Wpatrywał się w lustro, próbując przypomnieć sobie swoje własne imię. Nie mógł uwierzyć, że patrzy na własne odbicie.
Czarne spodnie opinały jego smukłe uda, a biel zapiętej na ostatni guzik koszuli rozświetlała jego twarz. Zaczesane do tyłu włosy odsłoniły parę jego bystrych, ciemnych oczu, co dodało mu nieco pewności siebie.
Sięgnął do kieszeni, ściskając w dłoni blister z małą porcją narkotyku. Od ponad godziny uważnie obserwował Maxiego, upewniając się, że chłopak zachowuje pełną trzeźwość zmysłów. Westchnął cicho, tłumiąc przekleństwo, które znalazło się na końcu jego języka, po czym wycisnął na dłoń drobną tabletkę, do której zmówił cichą modlitwę. Połknął ją i zamknął oczy, zbierając się w sobie.

W powietrzu unosił się ciężki, piżmowy zapach, pomieszany z wonią papierosowego dymu, za zasłoną którego ginęły niektóre twarze. Tommy przedzierał się przez wąski korytarz, zmierzając do celu, jakim  była duża lada barmańska. Nieśmiało rozejrzał się dookoła, spoglądając na mężczyzn w dwóch grupach wiekowych; tych, którzy jeszcze z pewnością nie posiadali dowodów osobistych, oraz tych, którzy władali potężnymi koncernami. Ku jego zaskoczeniu atmosfera, choć pełna seksualnego napięcia była wyjątkowo mało wulgarna i czysta w odróżnieniu od klubu, w którym wcześniej pracował.
Wszedł za ladę, wyciągając dłoń w kierunku chłopaka w podobnym wieku, co on sam. Uścisnął ją, szybko mierząc wzrokiem dużą salę, której przepych całkowicie ścierał się z otoczeniem i lokalizacją klubu. Tommy wziął głęboki oddech, czując pierwsze szumy w głowie; rytmiczne dźwięki muzyki zsynchronizowały się z biciem jego serca, a kolory zaczęły nabierać pełniejszych, smakowitych barw. Poprawił mankiety koszuli i oparł swoje łokcie o czysty, lśniący blat, gdy pierwsza para postanowiła złożyć zamówienie na podwójne mojito.

Nigdy wcześniej nie czuł się tak odprężony. Ze szczerym uśmiechem na ustach wydawał zamówienia oraz flirtował, gdy wzór na tkaninie szykownego garnituru nowego gościa wydawał się być zanadto skomplikowany. Napiwki od tych klientów ciążyły mocniej w kieszeni jego koszuli.
Oparł się jednym biodrem o ladę, odkładając długopis, którym wcześniej rysował kilka przecznic, wskazując zainteresowanym nastolatkom lokalizacje najtańszych barów w mieście. Nie spodziewał się, że te informacje będą im w jakikolwiek sposób potrzebne, jednak nie potrafił odmówić sobie przyjemności wspomnienia aromatycznej kawy oraz pachnących roztopionym serem tostów.
- Co dla ciebie? – Spytał mężczyznę, podnosząc wzrok z rzędu butelek na twarz nieznajomego.
Czarnowłosy przesunął wzrokiem po bogatym rzędzie alkoholi, wzruszając ramionami – Coś, co sprawi, że cię zapamiętam.
Kąciki warg Tommy’ego wygięły się w naturalnym uśmiechu.
- Pina colada? Cosmopolitan? – Zasugerował.
Mężczyzna zmrużył oczy – Stać cię na więcej.
Ratliff wyprostował się, wybierając właściwą szklankę – W takim razie mi zaufaj. – Rzekł, sięgając po biały i ciemny rum oraz brandy. Zaczął przeglądać soki, które znajdowały się w lodówce za jego plecami.
- Jak masz na imię? – Usłyszał za swoimi plecami, kiedy zaczął odmierzać właściwą ilość cukru. Wzruszył ramionami.
- Jutro i tak nie będziesz pamiętał.
- Nalegam.
Odwrócił się, nonszalancko opierając o bar.
- Aupied. Tak możesz mnie nazywać.

***

Choć zbliżała się druga w nocy, Tommy nadal pozostawał rozbudzony, żwawo dyskutując o ostatnio przeczytanej książce. Ukrył fakt, że miało to miejsce pięć lat temu i tak naprawdę nie może nazwać się szalonym fanem twórczości Bukowskiego, bo przebrnął jedynie przez trzy opowiadania.
Wszystkie dźwięki zlewały się w jedną, harmonijną melodię, a światła rozbłyskiwały neonami przed jego szeroko otwartymi oczami. Zaserwował kolejnego drinka swojemu stałemu rozmówcy, badając kolor jego oczu. Odnalazł w nim oceaniczną głębię i choć różnica ich wieku wynosiła maksymalnie dziesięć lat, wydawał się on Tommy’emu wyjątkowo dojrzały i zdystansowany.
- Aupied. – Rzekł, pochylając się w stronę baru, gdy Tommy zaczął bawić się guzikiem przy rozpiętym mankiecie jego koszuli – Potowarzyszysz mi przez kwadrans?
Blondyn uniósł brwi, rozglądając się dookoła. Uśmiechnął się ciepło, opierając łokcie o blat, by zbliżyć się do nowo poznanego kompana.
- Przecież towarzyszę ci od dwóch godzin.
Ciemnowłosy oczyścił gardło cichym pomrukiem, po czym nerwowo zastukał w blat. Po chwili jego palce niemal niezauważenie przebiegły po przedramieniu blondyna, zatrzymując się na nadgarstku.
- Och, to masz na myśli. – Westchnął Tommy, czując przyjemne mrowienie na swojej skórze. Jego wyostrzone zmysły działały na niekorzyść podejmowanych decyzji – Ja nie… - Zaczął, nerwowo gestykulować rękami – Oni wszyscy tak, ale ja nie.
Mężczyzna uśmiechnął się, przebiegając wzrokiem po twarzy blondyna – Nie dotknę cię. Chcę tylko pobyć z tobą w samotności. – Rzekł, kończąc swojego drinka.

Otarł spocone czoło dłonią, czując narastające zawroty głowy. Był prowadzony przez wąski korytarz, a donośne jęki i westchnienia tworzyły akompaniament dla jego powolnego spaceru. Zacisnął powieki, gdy usłyszał dźwięk naciskanej klamki. Wzdrygnął się, gdy cudza dłoń spoczęła na jego plecach, wprowadzając go do pokoju.
Uczucie narastającej paniki było tłumione resztkami ekstazy, drażniącej jego skołatane zmysły. Opuścił powieki, dając się prowadzić dłoniom, gdy po chwili spoczął na kolanach mężczyzny, zwracając się przodem do niego. Spragnione dłonie przesunęły się po wilgotnym materiale jego koszuli, zaciskając się na niewielkim wcięciu w talii, aż sapnął cicho. Szczupłe palce przesunęły się wzdłuż kręgosłupa, kończąc na jego zwieńczeniu; po chwili wilgotne, pełne wargi zetknęły się z jego obojczykiem, ssąc delikatną skórę na wyraźnie zaznaczonej kości. Tommy westchnął cicho, opierając swoje drżące ręce o ramiona mężczyzny, zbliżając swoje krocze w kierunku jego bioder, by zmniejszyć dystans między ich ciałami.
- Adam? – Imię, które rozbrzmiało w pomieszczeniu przecięło subtelną ciszę, towarzyszącą im od początku. Tommy otworzył oczy, marszcząc przy tym brwi.
- Co? – Spytał półgłosem, widząc zaskoczenie malujące się na twarzy nieznajomego.
- Powtórzyłeś to imię dwukrotnie. To ktoś ważny?
- Co? To niemożliwe… – Powtórzył Tommy, gdy słowa mężczyzny zaczęły przywoływać zagubiony, zdrowy rozsądek. Przecząco pokręcił głową – Nie powiedziałem tego. Nie, ja… - Przycisnął dłoń do czoła.

Czerwień. Terrance. Ciasny pokój. Fortepian, klawisze, niebieskie oczy.

- Wszystko w porządku? – Usłyszał głos za swoimi plecami, gdy nerwowo poderwał się z kolan i ruszył w kierunku drzwi.
- J-ja, przepraszam, ja… - Wykonał kilka nieskoordynowanych ruchów dłońmi, po czym opuścił pomieszczenie, nie zamykając za sobą drzwi.
Wybiegł na zewnątrz, chwytając oburącz barierkę, gdy cała treść żołądka uwolniła się z jego wirujących wnętrzności.
Kurwakurwamać nieprzerwanie szeptał w myślach, ciągnąć za pojedyncze pasma włosów. Zbiegł z kilku stopni schodów i pognał w stronę najbliższego postoju taksówek, licząc, że jakikolwiek znajdzie się w zasięgu jego wzroku.

***

Odetchnął z ulgą, gdy klamka ugięła się pod naporem jego dłoni, a drzwi otworzyły się, rozlewając u jego stóp smugę światła. Uderzył w niego zapach starego drewna i kwiatowych perfum. Zaczynał się uspokajać.
Wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Pośród głuchej ciszy słyszał oszalałe bicie swojego serca, pompującego resztki trucizny, płynącej w jego żyłach. Wstrzymał oddech, gdy usłyszał cicho rozbrzmiewające kroki.
- Chyba masz sporo sekretów, co? – Terrance zbliżał się w jego kierunku powolnym, lecz zdecydowanym krokiem – Gdzie dorabiasz w poniedziałek o… - Zerknął przelotnie na swój zegarek – Trzeciej nad ranem?
- Nic ci do tego. – Mruknął Tommy i zrobił krok naprzód, gdy jego plecy zderzyły się z powierzchnią ściany.
- Nie lubię nieszczerych ludzi, wiesz? – Powiedział niskim tonem głosu, wysyłając do kręgosłupa Tommy’ego falę dreszczy. Docisnął jego ramiona do dykty, a kruche deski skrzypnęły pod nienaturalnie dużym naciskiem.
Dolna warga blondyna zadrżała; zacisnął palce na nadgarstkach mężczyzny, próbując uwolnić się z silnego uścisku.
- Przestań wciskać moim ludziom, że jesteś modelem. To, że ściągasz spodnie przed obiektywem nie czyni z ciebie gwiazdy. Na pewno nie takiej, z której Adam byłby dumny.
Ratliff wypuścił drżący oddech, czując, że kolana zaczynają odmawiać mu posłuszeństwa. Miał wrażenie, że przeliczył się, myśląc, że kolejny senny koszmar dobiegł końca.
On trwał nadal.
Z rozchylonych warg blondyna wydobył się zgaszony dźwięk. Terrance znacząco pokiwał głową.
- Mamy wspólnych znajomych, Tommy. Chyba nie jesteś szczęśliwy z tego powodu. – Mówił, prowadząc palce przez tors Ratliffa, który zamarł w bezruchu, jak przestraszone zwierzę. Terrance swoim długim palcem zarysował wzór haftu, zdobiący koszulę na wysokości piersi. Uniósł powieki, a jego wargi wygięły się w przykrym uśmiechu – Rzeczywiście masz dużo tajemnic, Tommy Joe…
- Odpieprz się ode mnie. – Syknął blondyn, wyswobadzając się z uścisku. Cofnął się na krok, rozmasowując obolały obojczyk.
Terrance założył ręce na piersi – Trzymaj się od niego z dala i pozwól mu zatrzymać dobre zdanie o twojej osobie. Prędzej czy później pozna twoją historię. Naszą historię również – Porozumiewawczo mrugnął okiem, obserwując jak twarz blondyna zaczyna blednąć. – Zrezygnuj z niego. Czym prędzej, tym lepiej dla ciebie. Nie chcę, by taki dupek jak ty skrzywdził jedyną wartościową osobę, jaka żyje w tym mieście.
- Nie zależy mi na nim. – Odparł oschle Tommy. Czuł mdłości na dźwięk tych słów i przykleił plecy do ściany, biorąc w płuca głębszy oddech. Pragnął, by jego ciało zostało wchłonięte przez dywan i zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy usłyszał ciepły, niski ton głosu Lamberta.
- Jutro też będziecie mieli okazję do porozmawiania. Niektórzy próbują spać. – Rzekł czarnowłosy, powoli pokonując dystans długiego korytarza.
Terrance kiwnął głową w kierunku Tommy’ego, mijając go bez słowa. Po chwili ulotnił się, pozostawiając go przy frontowych drzwiach.
- Tommy? – Blondyn spiął się na dźwięk swojego imienia – Wszystko w porządku?
Ratliff podniósł wzrok i prędko zaczął tego żałować. Adam stał przed nim, ubrany zaledwie w luźne, dresowe spodnie, zawieszone nisko na jego biodrach. W łagodnym świetle dostrzegł linie malujących się kości miednicy pod cienką powłoką bladej skóry. Kiedy przesunął wzrok wyżej, zaklął w myślach, pokonując drogę od splotu słonecznego po tors i łagodnie umięśnione ramiona. Oczyścił gardło cichym pomrukiem, zatrzymując wzrok na mocno zaznaczonych obojczykach, po czym momentalnie zatopił wzrok w parze oczu, których kolor wskazywał na to, że najprawdopodobniej skrywał się tam cały ocean.

Jesteś tak cholernie…

- Cały się trzęsiesz – Rzekł Adam, kładąc ciepłe dłonie na ramionach blondyna, troskliwie mu się przyglądając – Co się stało?

…piękny.

- J-ja, zapo- zapomniałem. – Urwał, nerwowo gestykulując, przenosząc wzrok na parę uchylonych drzwi – To była ciężka noc, muszę się położyć. – Powiedział na wydechu. Przeczesał palcami swoje włosy, próbując opanować drżenie rąk.
- A… - Adam stracił głos, zsuwając swoje dłonie po torsie blondyna, wysyłając do jego kręgosłupa tysiąc dreszczy – Jeśli chcesz herbaty…
- Nie. – Tommy odparł spiesznie, nerwowo skubiąc nitkę przy guzikach mankietu. Zrobił krok w kierunku wspólnej sali, po czym zatrzymał się gwałtownie. Czuł szum w głowie i nadal czuł na sobie chciwe ręce obcego mężczyzny, choć zapamiętał go zupełnie inaczej. Spotkał swoje spojrzenie z zaniepokojonym wzrokiem Lamberta i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to właśnie jego twarz widział kilka godzin temu, wdzięcząc się na cudzych kolanach.
- Dobranoc. – Warknął bardziej do siebie niż do niego, przeklinając każdą komórkę swojego ciała. Szybkim krokiem oddalił się w stronę ciemnego korytarza, nie mogąc znieść myśli, że Adam zatrzymał się w tej części jego umysłu, której nie potrafił zresetować nawet pod wpływem wysokoprocentowych trunków.
Wcisnął dłonie w kieszenie swoich spodni, marszcząc brwi. Poczuł pod palcami rulon papieru. Nie przypominał sobie, żeby go tam kiedykolwiek umieścił.

Jego dłonie zadrżały, gdy brązowym oczom ukazała się pokaźna liczba banknotów, które dawały sumę tysiąca dolarów. 

4 komentarze:

  1. Przeczytałam wcześniej, komentuje teraz. Dzięki za twój ślad w "Miłości z Idola", to dużo dla mnie znaczy. Super odcinek jak każdy. Terrance mi się nie podoba, najchętniej bym go wywaliła z opowiadania :P A Tommy kłamie jak z nut mówiąc, że mu nie zależy. Widze, jak reaguje na Adama, ale tak musi być. Ciekawa jestem, co będzie dalej. już sobie wyobrażam jak zamknięci w tym sentymentalnym pokoju leżą w swoich objęciach. tak, zboczona jestem, ale bez tego elementu ta magia Adommy prysłaby jak bańka mydlana, nie uważasz? pozdrówka, a jeszcze pytanko: będziesz na koncercie Adama w Warszawie? bo słyszałam że jesteś podobno w Oslo czy gdzieś. Miło byłoby cię spotkać (a nawet zaszczyt) :P :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super.. :-) kiedy dodajesz odcinki ?

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest tak mega!!!! Świetne! Tak cholernie podoba mi się ta historia, że muszę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko dlaczego zawsze tak robisz, że Tommy mówi- nie będę u ciebie nocował, a chwilę później to robi? Czemu mówi, że nie lubi facetów i niedobieraj sie do mnie, a chwilkę później się poddaje rudemu w pocałunku i sam przyznaje, że z jego orientacją jest coś nie halo. Czemu Aupierd (xD musiałam.) twierdzi, że go nie dotknie, a chwilę później go całuje po obojczykach, a Tommy nagle taki w tym zatracony.
    Czemu wszyscy się jąkają?

    Dzieci zawsze zasypują rodziców dużą ilością pytań.

    OdpowiedzUsuń