sobota, 26 marca 2016

Odc. 12: Releve

Wesołych Świąt, Gołąbeczki! Mam nadzieję, że odcinek przypadnie Wam do gustu. Tym razem, w odróżnieniu od poprzedniego mamy więcej opisu relacji pomiędzy parą naszych głównych bohaterów.

W odpowiedzi na anonimowy komentarz: tym razem nie trzymam się ścisłych terminów dodawania odcinków, ale staram się, by wpadały regularnie. Ostatnie odcinki dodaję w odstępach ok. 1,5 tygodnia. Piszę je na bieżąco, więc trudno przewidzieć dokładne daty publikacji :)


12. Releve
Releve - podniesienie się tancerza (tancerki) na pół palce lub palce, może także oznaczać podniesienie wyprostowanej nogi na wysokość 90° w różnych kierunkach. ~ wikipedia.org


Powoli zaczynał rozumieć, czym dla Adama jest muzyka. Nie była ona jedynie sumą pięknych dźwięków, kojarzonych z wybranymi momentami z przeszłości. Była wykreowanym, idealnie skomponowanym i dźwięcznym monologiem, opowiadającym jego własną historię. Historię, która zamiast znaleźć się na bliznach zdobiących nadgarstki, trafiła na papier w postaci nerwowo wyrysowanych nut, które niekiedy tworzyły dźwięki tak bolesne i cierpkie, że wysyłały dreszcze w dół kręgosłupa Tommy’ego.
Przesuwał palcem po pięciolinii wyrysowanej na pożółkłym papierze, jednocześnie podpierając podbródek o drugą dłoń. Manuskrypt z każdym kolejnym dźwiękiem wydawał się być coraz bardziej skomplikowany, odbierając resztki zapału, który zrodził się w Tommym z samego rana.
Potrafił zrozumieć, jak wiele dla Adama znaczy każda pojedyncza strona. Czuł nieuzasadnioną potrzebę pochylenia się nad skomponowaną muzyką, jeżeli był to jedyny sposób, by okazać szacunek Lambertowi. By posłać mu mentalny uścisk i niemy gest wsparcia, ucząc się taktów, jeden za drugim we właściwym tempie i kolejności.
Zielone drzwi skrzypnęły cicho, wlewając do pokoju bladą smugę światła, w której zatańczyły drobinki kurzu. W pomieszczeniu panowała cisza, na swój sposób nienaturalnie kojąca. Tommy odwrócił się powoli, spoglądając na sylwetkę bruneta.
- Ten pokój był ostatnim miejscem, w którym postanowiłem cię szukać. Zaskoczyłeś mnie. – Rzekł, zmierzając powolnym krokiem w stronę Ratliffa. Odgarnął przedramieniem kosmyk swoich włosów, mając zajęte obie dłonie przez kubki aromatycznie pachnącej kawy.
- Dzięki. – Odparł Tommy, przejmując ciepły napój w swoje chłodne dłonie. Ponownie zwrócił wzrok w stronę skomplikowanych zapisów – Nie wiem, dlaczego marnujesz się w tym miejscu. Ktoś z twoim talentem znalazłby ciepłą posadę w operze.
Adam roześmiał się ciepło, odkładając swój kubek na fortepian, po czym naciągnął rękawy swetra na nadgarstki – Wierz mi, Craig Armstrong nie uścisnąłby mi nawet dłoni, gdyby to zobaczył. Owszem, to jest dobre… - Zawiesił na moment głos – Ale nie tak bardzo, jakbym chciał.
Tommy gładził palcami pokryte cienką warstwą kurzu klawisze – Śpiewasz, piszesz teksty. Dlaczego nie grasz, skoro z pewnością to potrafisz? Widziałem cię na scenie.
- Bo to teatr muzyczny, Tommy… - Głos Adama zaczął schodzić z wesołego, wysokiego tonu, gasnął z każdym kolejnym słowem. – Nie tańczę.
- Nie umiesz?
- Nie mogę.
Tommy zmarszczył brwi, na moment rezygnując z zabawy kartką papieru. Pochylił się w stronę Adama, opierając swoje łokcie o kolana – Powiesz mi coś więcej na ten temat?
Lambert przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ścianę, zaciskając wargi w wąską kreskę.
- Wolałbym do tego nie wracać.
- Sekret za sekret?
Czarnowłosy uśmiechnął się smutno – Skoro nalegasz. – Rzekł, wstając i zmierzając w kierunku drzwi. Zamknął je i powrócił do Ratliffa. Sięgnął po filiżankę kawy, biorąc drobny łyk.
- Muzykę kochałem od początku. Z tym, że na początku to taniec, nie śpiew stał się moją prawdziwą miłością. Tańczyłem odkąd zacząłem chodzić i wiedziałem, że to jest dokładnie to, co chcę robić w życiu. Kilka lat później poszedłem na przesłuchanie do szkoły baletowej. Miałem dużo szczęścia, bo z rezerwowej listy trafiłem do bardzo wąskiego grona osób o tej samej pasji. Teraz wiem jak cholernie zgubne to było.
Tommy zauważył, jak oczy Adama zaczynają matowieć. Spuścił on wzrok, krzyżując swoje palce.
- Zaczęliśmy rywalizować, walcząc o dostanie najlepszych ról. Dokładnie tak jak tutaj, sam widzisz, jak wielkie zniecierpliwienie panuje wśród zespołu, gdy jestem jedyną osobą, znającą ich dalsze losy. Mieliśmy wystawić Spartakusa i… - nabrał powietrza w płuca, wypuszczając je powoli z ust – Totalnie zaginąłem w tym wszystkim. Tańczyłem całe dnie, doskonaląc swój układ na nasze finałowe przesłuchanie. Moja mama zmieniała pościel niemal każdego wieczoru, bo dół prześcieradła zawsze splamiony był krwią. Straciłem wszystkie paznokcie, jadłem tylko tyle, by przeżyć. Im mniej mnie było, tym bardziej perfekcyjny się czułem. Im mocniej krwawiłem, tym bardziej dumny się stawałem. Moja pierwsza porażka przyszła wraz ze złamanym palcem – Uśmiechnął się na to wspomnienie, jednak uśmiech nie obejmował jego oczu – Wytrzymałem jedynie cztery dni. Wróciłem do tańca, czując metaliczny posmak w swoich ustach. Moja warga była zgryziona do mięsa, ból był tak cholernie dokuczliwy, że nie potrafiłem się skoncentrować. Kiedy mój ojciec dawał szlaban Neilowi za oglądanie filmów dla dorosłych, ja dostawałem szlaban na taniec, jakkolwiek niedorzecznie to brzmi. Balet stał się moją obsesją i starałem się to ukrywać, nazywając moje potajemne próby randką albo imprezą ze znajomymi. I stało się, Tommy. – W jego głosie pobrzmiał cień dumy – Dostałem drugą, najważniejszą rolę w Spartakusie. Zacząłem już się oswajać z myślą, że w przeciągu kilku kolejnych lat zamieszkam we Francji, tańcząc w Palais Garnier… - Rozmarzył się, unosząc wzrok w stronę sufitu. Uciął monolog, kończąc go jednym, krótkim zdaniem – Ale jak widzisz, utknąłem w Brooklynie.
Tommy dopiero teraz zorientował się, że cały ten czas wstrzymywał oddech. – No ale… finał?
- Na dwa tygodnie przed premierą zerwałem ścięgna. Tańczyłem jedenastą godzinę i moje ciało się poddało. Oczywiście, pocieszałem się tak jak wtedy, gdy złamałem palec, przecież to nic wielkiego, zacisnę zęby i dam radę. Tym razem nie dałem. Miałem problem, żeby wstać z łóżka i pójść do toalety. Nie mogłem chodzić, moja skóra od stóp aż po łydki była sina. Chciałem krzyczeć, gdy nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Lekarz kategorycznie zabronił mi tańczyć, ale nie mogłem odpuścić. Poszedłem na próbę generalną, która miała miejsce dwa dni po mojej wizycie w szpitalu. Zostawiłem kule w szatni i dotarłem na scenę, stając przed naszymi mistrzami. Wytrzymałem przez sześć i pół minuty. Najdłuższe trzysta dziewięćdziesiąt sekund w moim życiu. Upadłem, tracąc czucie w moich nogach i dopiero wtedy dotarło do mnie, że przegrałem. Nie czułem już nic od kolan w dół, jakbym dostał metalową rurą w sam środek kręgosłupa. Straciłem tę rolę, a następnie spędziłem rok intensywnej rehabilitacji zamknięty we własnym pokoju. Powinienem dziękować, że w ogóle mogę chodzić, ale taniec wciąż sprawia mi ból. Nie tylko w nogach, ale też w sercu. I o ile ten pierwszy być może dałbym radę przezwyciężyć, drugi będzie za mną chodził jak zły cień. Zgubiły mnie moje chore ambicje bycia lepszym, niż byłem. – Ostatnie słowa wypowiedział ciszej, stukając palcami w porcelanowy kubek. Wziął łyk wychłodzonej już kawy, rozluźniając ramiona.
Tommy wpatrywał się w niego z rozchylonymi wargami, próbując tworzyć w głowie poszczególne obrazy opowiedzianej historii. Nie potrafił odnaleźć właściwych słów, więc ujął dłoń Adama w swoje dłonie, gładząc ją kciukiem. Palce czarnowłosego drgnęły lekko, zaciskając się wokół dłoni Ratliffa.
- Adam… - Zmarszczył brwi, pochylając się w stronę czarnowłosego – Ta miłość, którą leczyłeś w tym pokoju… To była miłość do kobiety czy do tańca?
Brunet roześmiał się smutno, kręcąc głową. Pozostawił spostrzeżenie blondyna bez żadnego komentarza. –  Ten pokój ma w sobie coś magicznego. Nie sądziłem, że mówienie o tym wszystkim przyjdzie mi z taką łatwością.
Tommy próbował skupić się na słowach Adama, jednak uścisk jego dłoni był zupełnie dekoncentrujący. Czuł ciepło jego skóry i obawiał się utraty tego gestu, jak gdyby był on ostatnią aparaturą utrzymującą go przy życiu. Nie czuł jednak, że było w tym coś niewłaściwego. Dotyk Adama, choć był on mężczyzną, czego Tommy nie potrafił sobie wybaczyć był tym, czego potrzebował.
Tym razem nie na jedną, narkotycznie upojną noc, ale na dłużej. Zdecydowanie dłużej.
Cofnął swoje dłonie, bardziej ze zdrowego rozsądku niż chęci i zwrócił wzrok w kierunku książki leżącej na fortepianie. Nie zauważył, kiedy Adam ją przyniósł, jednak musiał to zrobić, bo wcześniej na pewno jej tu nie było.
Tommy sięgnął po tom, po czym otworzył go na przypadkowej stronie, gdzie zaznaczone były dwa cytaty. Pierwszy z nich rozbrzmiał w jego ustach.

Próbujesz powstrzymać się, by wyznać mu miłość. Próbujesz zdławić to uczucie, drżysz, ale on jest ponad tym i dotyka cię; a to jest jak modlitwa, w której nie istnieją żadne słowa i czujesz, jak twoje serce zakorzenia się w twoim ciele tak, jakbyś odkrył coś, czego nawet nie potrafisz nazwać.*

- Och, co za bzdury. – Rzekł Tommy, zamykając książkę, by spojrzeć na jej okładkę – Czytasz gejowską poezję?
Adam wzruszył ramionami – Dostałem tą książkę od Mike’a na ostatnie urodziny. Uznał, że muszę się z nią zapoznać.
Tommy roześmiał się, otwierając książkę na kolejnej przypadkowej stronie – Męska część twojej obsady prędzej umówiłaby się z tobą niż jakąkolwiek kobietą.
Adam założył ręce na piersi – Co masz na myśli?
Blondyn czytał wybrany fragment – Mike, o którym sam wspomniałeś, Terrance…
- Co?
Ratliff uniósł wzrok znad książki, po czym otworzył wargi, poruszając nimi niemo – To ty nie wiedziałeś?
Adam wpatrywał się w niego przez dłuższy moment. To co powiedział chwilę później sprawiło, że Tommy na moment stracił oddech w swojej piersi.
- Nie. Ale zastanawiam się, skąd ty o tym wiesz? Nie wyglądacie na parę przyjaciół, która zwierza się sobie z małych sekretów.
Adam wpatrywał się wyczekująco w chłopaka, unosząc brew. Ratliff powrócił do przeglądania książki, czytając kolejny cytat, dopisany na marginesie. Próbował uniknąć odpowiedzi.

Pieprzyłem niewłaściwych ludzi. Wprowadzałem język w niewłaściwe usta. Wychyliłem zbyt wiele szklanek alkoholu i wypaliłem zbyt wiele papierosów, ale nie zamierzam przepraszać za to, że zabijałem mój żal.

Poczuł chrypę w swoim gardle i wpatrywał się w każde z pojedynczych słów, w każdym z nich odnajdując siebie.
- To dopisał Mike. Jest fanem tumblr’a, ściąga stamtąd podobne rzeczy. To całkiem urocze. – Roześmiał się Adam, nie dostrzegając zagubienia w brązowych oczach. Tommy jednym, zdecydowanym ruchem zamknął książkę, odkładając ją na właściwe miejsce.
- Nie przepadam za takimi nostalgicznymi bzdurami. Po co mam dokładać sobie zmartwień, kiedy mam ich wystarczająco dużo w moim przesranym życiu.
Adam zbeształ go krótkim spojrzeniem, przyciskając książkę do swojej piersi – Czas na twój sekret.
Pomiędzy nimi zapadła chwilowa cisza, przerwana jednym, zagranym taktem. Łagodny dźwięk rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, zalewając go muzyką. Palce Tommy’ego ześlizgnęły się z klawiszy wprost na jego kolana.
- Po prostu zadaj mi pytanie.
Adam przyglądał się zgaszonemu wyrazowi twarzy chłopaka, stukając palcami w okładkę książki.
- Gdybyś mógł cofnąć czas i zmienić jedną ze swoich decyzji…
- Pozostałbym w Kalifornii.
Kąciki ust Adama wygięły się w naturalnym, ciepłym uśmiechu – Czasami też chciałbym wrócić tam na stałe. – Odparł Lambert, widząc na sobie zdumione spojrzenie blondyna – Wychowałem się w San Diego. Nieczęsto widuję rodzinę, sam wiesz, jak koszmarnie drogie są loty z Nowego Jorku. Tęsknię za nimi.
Tommy zacisnął wargi, spoglądając wprost na klawisze. Pieniądze w jego kieszeni zaczęły ciążyć jak ogromny głaz.

***

Ratliff przemierzał korytarz, trzymając w dłoniach kubek aromatycznej latte, spoglądając na wiszący zegar, wskazujący blisko szóstą po południu. Usłyszał gromkie okrzyki i oklaski dochodzące z głównej sali, w kierunku której zmierzał. Zatrzymał się u progu szerokich drzwi, opierając ramię o framugę.
Adam stał pod sceną w ten sam sposób, co zawsze; opierając swoje łokcie o próchniejące deski, oraz krzyżując nogi w okolicach kostek. Z tej perspektywy Tommy miał idealny pogląd na całą jego sylwetkę; masywne uda, skryte za materiałem dresowych spodni, łagodnie umięśnione plecy z malującym się załamaniem, biegnącym od linii karku aż po lędźwie. Wziął łyk ciepłego napoju, zatrzymując wzrok na łagodnie opalonych ramionach z zarzuconą na nie dżinsową kamizelką. Leniwym krokiem przekroczył próg sali, nasłuchując imion, padających parami wraz z imionami bohaterów, nakreślonych w scenariuszu.
- Mike? – Adam wywołał młodego chłopaka, który niepewnym krokiem wstąpił pomiędzy dwie tancerki. Tommy z tej odległości potrafił dostrzec jego niekontrolowane drżenie rąk i ulgę na twarzy, gdy Lambert pełnym dźwięczności głosem zawołał Książę Febus!
Dziewczyny prędko wzięły go w ramiona i całując jego skronie powtarzały z ekscytacją słowa gratulacji, gdy pozostała część zespołu wzniosła gromkie oklaski. Tommy uśmiechnął się do siebie, przestępując z nogi na nogę. Przez chwilę pomyślał, że Mike pomimo swoich delikatnych rysów twarzy i drobnej sylwetki jest przystojnym mężczyzną i poczuł chwilową zazdrość, gdy zaczął się zastanawiać jak długo Adam rozmyślał nad jego osobą tuż przed przyznaniem mu jednej z głównych ról.
-  Esmeralda. – Jedno słowo, które rozbrzmiało w ustach Lamberta wywołało głośne okrzyki, na co Tommy zareagował cichym śmiechem. Momentalnie przeniósł wzrok na Vanessę, ukradkiem zaciskającą swoje kciuki. Tubalny głos, który rozbrzmiał chwilę później spowił całą salę w głuchej ciszy, która stopniowo przerodziła się w gorączkę .
- Brooke! Gratulacje, nasza cygańska kokietko.
- Brooke? – Tommy zmarszczył brwi, powtarzając słowo, które przed chwilą opuściło wargi Adama. – Co? – Mruknął pod nosem, kierując wzrok w stronę Vanessy, której wyraz twarzy przestał zdradzać jakiekolwiek emocje. Tępym wzrokiem wpatrywała się w Lamberta, spuszczając ręce wzdłuż swojego ciała. Z tej odległości mógł dostrzec jak zaciska palce w pięści i chowa je w kieszenie obszernej bluzy.
Tommy zbliżył się w kierunku sceny, jednak nie zamierzał przerywać Adamowi, który w tej chwili wyczytywał nazwiska grupowo, nakreślając ogólny charakter wspólnych scen tanecznych. Blondyn ostrożnie przesunął wzrokiem po całej szerokości sceny, próbując odgadnąć panujące nastroje.
Mike wraz z kilkoma mężczyznami dyskutowali żwawo, wskazując na wysoko zawieszone paludamenty, Terrance próbował ich uciszyć, nawiązując z Adamem niewyraźny dialog na temat tkanin, z których uszyte miały zostać stroje dla dziewczyn tańczących w kabarecie Val d’Amour. Brooke przyciskała telefon do ucha i nerwowo krążyła pomiędzy kulisami a środkiem sceny, cały czas trzymając dłoń przyciśniętą do czoła. Blondyn mógł usłyszeć jedynie niewyraźne, lecz piskliwe tony radości. Kevin, stojący obok Vanessy zsunął dłoń z jej ramienia, gdy zdecydowała się opuścić scenę przez centralne schody, prowadzące wprost na widownię. Adam próbował chwycić jej dłoń, jednak wyminęła go, poprawiając kaptur bluzy, należącej prawdopodobnie do samego Lamberta.
- Nie zagrasz Esmeraldy? – Spytał Tommy, gdy żwawym krokiem minęła również jego.
- Nie. – Odparła oschłym tonem, nie próbując jednak powstrzymać drżenia głosu.
- Chcesz wyjść na papierosa albo…
Odpowiedziała mu jedynie głośnym trzaśnięciem drzwiami.
Westchnął cicho, powolnym krokiem zbliżając się do Adama, który ssąc swoją dolną wargę uważnie wpatrywał się w jeden z zapisów we własnych manuskryptach. Tommy zbliżył się do jego pleców i pochylił się nad ramieniem, spoglądając na zapis nut, których wcześniej nie widział.
- O, widzę, że zaplanowałeś rolę również dla mnie. – Rzekł z sarkastycznym uśmiechem, chwytając za kartkę i wyrywając ją spomiędzy palców Adama, który syknął cicho.
- Rozciąłeś mi palec. – Mruknął czarnowłosy, przykładając kciuk do swoich warg.
Ratliff nie odpowiedział. Wpatrywał się w niewiele mówiący mu zapis, pocięty mnogą liczbą pauz.
- Od jutra czeka nas sporo pracy. – Rzekł w końcu, prostując swoje plecy – Ale dziś będziemy się bawić. Stawiam piwo każdemu, kto za pół godziny stawi się w Młynie!
Adam zmarszczył brwi, gdy wszyscy zawiwatowali i zaczęli zmierzać w kierunku prowadzącym za kulisy. Tommy uśmiechnął się zwycięsko, czując nieuzasadniony przypływ radości. Zrównał swój wzrok z niebieskim spojrzeniem, które spoglądało na niego srogo.
- Mamy zacząć pierwszy dzień od nieprawdopodobnego kaca?
Tommy mruknął z rozczarowaniem, spoglądając błagalnie w kierunku Adama. Wydął dolną wargę, na co brunet zareagował cichym śmiechem.
- Przestałeś już narzekać na pusty portfel?
- Miałem udaną sesję, mój drogi. – Odparł zaczepnie, wskakując na schody.
- To może w końcu pokażesz swoje portfolio? Chyba, że muszę wykupić płatny dostęp… – Adam roześmiał się, wodząc wzrokiem za Tommym. Kiedy blondyn w końcu odwrócił się, by na niego spojrzeć, starszy z dwojga uniósł brew.
- Pokazałbym ci środkowy palec, ale…
- …wiesz, że wtedy będziesz spał za drzwiami. A tego nie chcesz.
Tommy rozchylił wargi, zakładając ręce na piersi – Dokładnie tak. Swoją drogą, niewybredny żart, Lambert. Nie spodziewałem się, że możesz być aż tak wulgarny.

Czarnowłosy przeciągnął językiem po górnej wardze, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu – Cóż, Ratliff, uczę się od najlepszych.




* fragment zaczerpnięty z książki Crush - Richard Siken, tłumaczenie własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz