Wesołych Świąt, Gołąbeczki! Mam nadzieję, że odcinek przypadnie Wam do gustu. Tym razem, w odróżnieniu od
poprzedniego mamy więcej opisu relacji pomiędzy parą naszych głównych
bohaterów.
W odpowiedzi na anonimowy komentarz: tym razem nie trzymam
się ścisłych terminów dodawania odcinków, ale staram się, by wpadały
regularnie. Ostatnie odcinki dodaję w odstępach ok. 1,5 tygodnia. Piszę je na
bieżąco, więc trudno przewidzieć dokładne daty publikacji :)
12. Releve
Releve - podniesienie się tancerza (tancerki) na pół palce lub palce, może także oznaczać podniesienie wyprostowanej nogi na wysokość 90° w różnych kierunkach. ~ wikipedia.org
Powoli zaczynał rozumieć, czym dla Adama jest muzyka. Nie
była ona jedynie sumą pięknych dźwięków, kojarzonych z wybranymi momentami z
przeszłości. Była wykreowanym, idealnie skomponowanym i dźwięcznym monologiem,
opowiadającym jego własną historię. Historię, która zamiast znaleźć się na
bliznach zdobiących nadgarstki, trafiła na papier w postaci nerwowo
wyrysowanych nut, które niekiedy tworzyły dźwięki tak bolesne i cierpkie, że
wysyłały dreszcze w dół kręgosłupa Tommy’ego.
Przesuwał palcem po pięciolinii wyrysowanej na pożółkłym
papierze, jednocześnie podpierając podbródek o drugą dłoń. Manuskrypt z każdym
kolejnym dźwiękiem wydawał się być coraz bardziej skomplikowany, odbierając
resztki zapału, który zrodził się w Tommym z samego rana.
Potrafił zrozumieć, jak wiele dla Adama znaczy każda
pojedyncza strona. Czuł nieuzasadnioną potrzebę pochylenia się nad skomponowaną
muzyką, jeżeli był to jedyny sposób, by okazać szacunek Lambertowi. By posłać
mu mentalny uścisk i niemy gest wsparcia, ucząc się taktów, jeden za drugim we
właściwym tempie i kolejności.
Zielone drzwi skrzypnęły cicho, wlewając do pokoju bladą
smugę światła, w której zatańczyły drobinki kurzu. W pomieszczeniu panowała
cisza, na swój sposób nienaturalnie kojąca. Tommy odwrócił się powoli,
spoglądając na sylwetkę bruneta.
- Ten pokój był ostatnim
miejscem, w którym postanowiłem cię szukać. Zaskoczyłeś mnie. – Rzekł,
zmierzając powolnym krokiem w stronę Ratliffa. Odgarnął przedramieniem kosmyk
swoich włosów, mając zajęte obie dłonie przez kubki aromatycznie pachnącej
kawy.
- Dzięki. – Odparł Tommy,
przejmując ciepły napój w swoje chłodne dłonie. Ponownie zwrócił wzrok w stronę
skomplikowanych zapisów – Nie wiem, dlaczego marnujesz się w tym miejscu. Ktoś
z twoim talentem znalazłby ciepłą posadę w operze.
Adam roześmiał się ciepło, odkładając swój kubek na
fortepian, po czym naciągnął rękawy swetra na nadgarstki – Wierz mi, Craig
Armstrong nie uścisnąłby mi nawet dłoni, gdyby to zobaczył. Owszem, to jest
dobre… - Zawiesił na moment głos – Ale nie tak bardzo, jakbym chciał.
Tommy gładził palcami pokryte cienką warstwą kurzu klawisze
– Śpiewasz, piszesz teksty. Dlaczego nie grasz, skoro z pewnością to potrafisz?
Widziałem cię na scenie.
- Bo to teatr muzyczny, Tommy… -
Głos Adama zaczął schodzić z wesołego, wysokiego tonu, gasnął z każdym kolejnym
słowem. – Nie tańczę.
- Nie umiesz?
- Nie mogę.
Tommy zmarszczył brwi, na moment rezygnując z zabawy kartką
papieru. Pochylił się w stronę Adama, opierając swoje łokcie o kolana – Powiesz
mi coś więcej na ten temat?
Lambert przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ścianę,
zaciskając wargi w wąską kreskę.
- Wolałbym do tego nie wracać.
- Sekret za sekret?
Czarnowłosy uśmiechnął się smutno – Skoro nalegasz. – Rzekł,
wstając i zmierzając w kierunku drzwi. Zamknął je i powrócił do Ratliffa.
Sięgnął po filiżankę kawy, biorąc drobny łyk.
- Muzykę kochałem od początku. Z
tym, że na początku to taniec, nie śpiew stał się moją prawdziwą miłością.
Tańczyłem odkąd zacząłem chodzić i wiedziałem, że to jest dokładnie to, co chcę
robić w życiu. Kilka lat później poszedłem na przesłuchanie do szkoły
baletowej. Miałem dużo szczęścia, bo z rezerwowej listy trafiłem do bardzo
wąskiego grona osób o tej samej pasji. Teraz wiem jak cholernie zgubne to było.
Tommy zauważył, jak oczy Adama zaczynają matowieć. Spuścił
on wzrok, krzyżując swoje palce.
- Zaczęliśmy rywalizować, walcząc
o dostanie najlepszych ról. Dokładnie tak jak tutaj, sam widzisz, jak wielkie
zniecierpliwienie panuje wśród zespołu, gdy jestem jedyną osobą, znającą ich dalsze
losy. Mieliśmy wystawić Spartakusa i… - nabrał powietrza w płuca, wypuszczając
je powoli z ust – Totalnie zaginąłem w tym wszystkim. Tańczyłem całe dnie,
doskonaląc swój układ na nasze finałowe przesłuchanie. Moja mama zmieniała
pościel niemal każdego wieczoru, bo dół prześcieradła zawsze splamiony był
krwią. Straciłem wszystkie paznokcie, jadłem tylko tyle, by przeżyć. Im mniej mnie
było, tym bardziej perfekcyjny się czułem. Im mocniej krwawiłem, tym bardziej
dumny się stawałem. Moja pierwsza porażka przyszła wraz ze złamanym palcem –
Uśmiechnął się na to wspomnienie, jednak uśmiech nie obejmował jego oczu –
Wytrzymałem jedynie cztery dni. Wróciłem do tańca, czując metaliczny posmak w
swoich ustach. Moja warga była zgryziona do mięsa, ból był tak cholernie dokuczliwy,
że nie potrafiłem się skoncentrować. Kiedy mój ojciec dawał szlaban Neilowi za
oglądanie filmów dla dorosłych, ja dostawałem szlaban na taniec, jakkolwiek
niedorzecznie to brzmi. Balet stał się moją obsesją i starałem się to ukrywać, nazywając
moje potajemne próby randką albo imprezą ze znajomymi. I stało się, Tommy. – W
jego głosie pobrzmiał cień dumy – Dostałem drugą, najważniejszą rolę w Spartakusie.
Zacząłem już się oswajać z myślą, że w przeciągu kilku kolejnych lat zamieszkam
we Francji, tańcząc w Palais Garnier… - Rozmarzył się, unosząc wzrok w stronę
sufitu. Uciął monolog, kończąc go jednym, krótkim zdaniem – Ale jak widzisz,
utknąłem w Brooklynie.
Tommy dopiero teraz zorientował się, że cały ten czas
wstrzymywał oddech. – No ale… finał?
- Na dwa tygodnie przed premierą
zerwałem ścięgna. Tańczyłem jedenastą godzinę i moje ciało się poddało.
Oczywiście, pocieszałem się tak jak wtedy, gdy złamałem palec, przecież to nic
wielkiego, zacisnę zęby i dam radę. Tym razem nie dałem. Miałem problem, żeby
wstać z łóżka i pójść do toalety. Nie mogłem chodzić, moja skóra od stóp aż po
łydki była sina. Chciałem krzyczeć, gdy nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Lekarz
kategorycznie zabronił mi tańczyć, ale nie mogłem odpuścić. Poszedłem na próbę
generalną, która miała miejsce dwa dni po mojej wizycie w szpitalu. Zostawiłem
kule w szatni i dotarłem na scenę, stając przed naszymi mistrzami. Wytrzymałem
przez sześć i pół minuty. Najdłuższe trzysta dziewięćdziesiąt sekund w moim
życiu. Upadłem, tracąc czucie w moich nogach i dopiero wtedy dotarło do mnie,
że przegrałem. Nie czułem już nic od kolan w dół, jakbym dostał metalową rurą w
sam środek kręgosłupa. Straciłem tę rolę, a następnie spędziłem rok intensywnej
rehabilitacji zamknięty we własnym pokoju. Powinienem dziękować, że w ogóle
mogę chodzić, ale taniec wciąż sprawia mi ból. Nie tylko w nogach, ale też w
sercu. I o ile ten pierwszy być może dałbym radę przezwyciężyć, drugi będzie za
mną chodził jak zły cień. Zgubiły mnie moje chore ambicje bycia lepszym, niż
byłem. – Ostatnie słowa wypowiedział ciszej, stukając palcami w porcelanowy
kubek. Wziął łyk wychłodzonej już kawy, rozluźniając ramiona.
Tommy wpatrywał się w niego z rozchylonymi wargami, próbując
tworzyć w głowie poszczególne obrazy opowiedzianej historii. Nie potrafił
odnaleźć właściwych słów, więc ujął dłoń Adama w swoje dłonie, gładząc ją
kciukiem. Palce czarnowłosego drgnęły lekko, zaciskając się wokół dłoni
Ratliffa.
- Adam… - Zmarszczył brwi,
pochylając się w stronę czarnowłosego – Ta miłość, którą leczyłeś w tym pokoju…
To była miłość do kobiety czy do tańca?
Brunet roześmiał się smutno, kręcąc głową. Pozostawił
spostrzeżenie blondyna bez żadnego komentarza. – Ten pokój ma w sobie coś magicznego. Nie
sądziłem, że mówienie o tym wszystkim przyjdzie mi z taką łatwością.
Tommy próbował skupić się na słowach Adama, jednak uścisk
jego dłoni był zupełnie dekoncentrujący. Czuł ciepło jego skóry i obawiał się
utraty tego gestu, jak gdyby był on ostatnią aparaturą utrzymującą go przy
życiu. Nie czuł jednak, że było w tym coś niewłaściwego. Dotyk Adama, choć był
on mężczyzną, czego Tommy nie potrafił sobie wybaczyć był tym, czego
potrzebował.
Tym razem nie na jedną, narkotycznie upojną noc, ale na
dłużej. Zdecydowanie dłużej.
Cofnął swoje dłonie, bardziej ze zdrowego rozsądku niż chęci
i zwrócił wzrok w kierunku książki leżącej na fortepianie. Nie zauważył, kiedy
Adam ją przyniósł, jednak musiał to zrobić, bo wcześniej na pewno jej tu nie
było.
Tommy sięgnął po tom, po czym otworzył go na przypadkowej
stronie, gdzie zaznaczone były dwa cytaty. Pierwszy z nich rozbrzmiał w jego
ustach.
Próbujesz powstrzymać
się, by wyznać mu miłość. Próbujesz zdławić to uczucie, drżysz, ale on jest
ponad tym i dotyka cię; a to jest jak modlitwa, w której nie istnieją żadne
słowa i czujesz, jak twoje serce zakorzenia się w twoim ciele tak, jakbyś
odkrył coś, czego nawet nie potrafisz nazwać.*
- Och, co za bzdury. – Rzekł
Tommy, zamykając książkę, by spojrzeć na jej okładkę – Czytasz gejowską poezję?
Adam wzruszył ramionami – Dostałem tą książkę od Mike’a na
ostatnie urodziny. Uznał, że muszę się z nią zapoznać.
Tommy roześmiał się, otwierając książkę na kolejnej
przypadkowej stronie – Męska część twojej obsady prędzej umówiłaby się z tobą
niż jakąkolwiek kobietą.
Adam założył ręce na piersi – Co masz na myśli?
Blondyn czytał wybrany fragment – Mike, o którym sam
wspomniałeś, Terrance…
- Co?
Ratliff uniósł wzrok znad książki, po czym otworzył wargi,
poruszając nimi niemo – To ty nie wiedziałeś?
Adam wpatrywał się w niego przez dłuższy moment. To co
powiedział chwilę później sprawiło, że Tommy na moment stracił oddech w swojej
piersi.
- Nie. Ale zastanawiam się, skąd
ty o tym wiesz? Nie wyglądacie na parę przyjaciół, która zwierza się sobie z
małych sekretów.
Adam wpatrywał się wyczekująco w chłopaka, unosząc brew. Ratliff
powrócił do przeglądania książki, czytając kolejny cytat, dopisany na
marginesie. Próbował uniknąć odpowiedzi.
Pieprzyłem
niewłaściwych ludzi. Wprowadzałem język w niewłaściwe usta. Wychyliłem zbyt
wiele szklanek alkoholu i wypaliłem zbyt wiele papierosów, ale nie zamierzam przepraszać
za to, że zabijałem mój żal.
Poczuł chrypę w swoim gardle i wpatrywał się w każde z
pojedynczych słów, w każdym z nich odnajdując siebie.
- To dopisał Mike. Jest fanem
tumblr’a, ściąga stamtąd podobne rzeczy. To całkiem urocze. – Roześmiał się
Adam, nie dostrzegając zagubienia w brązowych oczach. Tommy jednym,
zdecydowanym ruchem zamknął książkę, odkładając ją na właściwe miejsce.
- Nie przepadam za takimi
nostalgicznymi bzdurami. Po co mam dokładać sobie zmartwień, kiedy mam ich
wystarczająco dużo w moim przesranym życiu.
Adam zbeształ go krótkim spojrzeniem, przyciskając książkę
do swojej piersi – Czas na twój sekret.
Pomiędzy nimi zapadła chwilowa cisza, przerwana jednym,
zagranym taktem. Łagodny dźwięk rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, zalewając go
muzyką. Palce Tommy’ego ześlizgnęły się z klawiszy wprost na jego kolana.
- Po prostu zadaj mi pytanie.
Adam przyglądał się zgaszonemu wyrazowi twarzy chłopaka,
stukając palcami w okładkę książki.
- Gdybyś mógł cofnąć czas i
zmienić jedną ze swoich decyzji…
- Pozostałbym w Kalifornii.
Kąciki ust Adama wygięły się w naturalnym, ciepłym uśmiechu
– Czasami też chciałbym wrócić tam na stałe. – Odparł Lambert, widząc na sobie
zdumione spojrzenie blondyna – Wychowałem się w San Diego. Nieczęsto widuję
rodzinę, sam wiesz, jak koszmarnie drogie są loty z Nowego Jorku. Tęsknię za
nimi.
Tommy zacisnął wargi, spoglądając wprost na klawisze.
Pieniądze w jego kieszeni zaczęły ciążyć jak ogromny głaz.
***
Ratliff przemierzał korytarz, trzymając w dłoniach kubek
aromatycznej latte, spoglądając na wiszący zegar, wskazujący blisko szóstą po
południu. Usłyszał gromkie okrzyki i oklaski dochodzące z głównej sali, w
kierunku której zmierzał. Zatrzymał się u progu szerokich drzwi, opierając ramię
o framugę.
Adam stał pod sceną w ten sam sposób, co zawsze; opierając
swoje łokcie o próchniejące deski, oraz krzyżując nogi w okolicach kostek. Z
tej perspektywy Tommy miał idealny pogląd na całą jego sylwetkę; masywne uda,
skryte za materiałem dresowych spodni, łagodnie umięśnione plecy z malującym
się załamaniem, biegnącym od linii karku aż po lędźwie. Wziął łyk ciepłego
napoju, zatrzymując wzrok na łagodnie opalonych ramionach z zarzuconą na nie
dżinsową kamizelką. Leniwym krokiem przekroczył próg sali, nasłuchując imion,
padających parami wraz z imionami bohaterów, nakreślonych w scenariuszu.
- Mike? – Adam wywołał młodego
chłopaka, który niepewnym krokiem wstąpił pomiędzy dwie tancerki. Tommy z tej
odległości potrafił dostrzec jego niekontrolowane drżenie rąk i ulgę na twarzy,
gdy Lambert pełnym dźwięczności głosem zawołał Książę Febus!
Dziewczyny prędko wzięły go w ramiona i całując jego skronie
powtarzały z ekscytacją słowa gratulacji, gdy pozostała część zespołu wzniosła
gromkie oklaski. Tommy uśmiechnął się do siebie, przestępując z nogi na nogę. Przez
chwilę pomyślał, że Mike pomimo swoich delikatnych rysów twarzy i drobnej
sylwetki jest przystojnym mężczyzną i poczuł chwilową zazdrość, gdy zaczął się
zastanawiać jak długo Adam rozmyślał nad jego osobą tuż przed przyznaniem mu
jednej z głównych ról.
- Esmeralda. – Jedno słowo, które rozbrzmiało w
ustach Lamberta wywołało głośne okrzyki, na co Tommy zareagował cichym
śmiechem. Momentalnie przeniósł wzrok na Vanessę, ukradkiem zaciskającą swoje
kciuki. Tubalny głos, który rozbrzmiał chwilę później spowił całą salę w
głuchej ciszy, która stopniowo przerodziła się w gorączkę .
- Brooke! Gratulacje, nasza
cygańska kokietko.
- Brooke? – Tommy zmarszczył
brwi, powtarzając słowo, które przed chwilą opuściło wargi Adama. – Co? –
Mruknął pod nosem, kierując wzrok w stronę Vanessy, której wyraz twarzy przestał
zdradzać jakiekolwiek emocje. Tępym wzrokiem wpatrywała się w Lamberta,
spuszczając ręce wzdłuż swojego ciała. Z tej odległości mógł dostrzec jak
zaciska palce w pięści i chowa je w kieszenie obszernej bluzy.
Tommy zbliżył się w kierunku sceny, jednak nie zamierzał
przerywać Adamowi, który w tej chwili wyczytywał nazwiska grupowo, nakreślając
ogólny charakter wspólnych scen tanecznych. Blondyn ostrożnie przesunął
wzrokiem po całej szerokości sceny, próbując odgadnąć panujące nastroje.
Mike wraz z kilkoma mężczyznami dyskutowali żwawo, wskazując
na wysoko zawieszone paludamenty, Terrance próbował ich uciszyć, nawiązując z
Adamem niewyraźny dialog na temat tkanin, z których uszyte miały zostać stroje
dla dziewczyn tańczących w kabarecie Val d’Amour. Brooke przyciskała telefon do
ucha i nerwowo krążyła pomiędzy kulisami a środkiem sceny, cały czas trzymając
dłoń przyciśniętą do czoła. Blondyn mógł usłyszeć jedynie niewyraźne, lecz
piskliwe tony radości. Kevin, stojący obok Vanessy zsunął dłoń z jej ramienia,
gdy zdecydowała się opuścić scenę przez centralne schody, prowadzące wprost na
widownię. Adam próbował chwycić jej dłoń, jednak wyminęła go, poprawiając
kaptur bluzy, należącej prawdopodobnie do samego Lamberta.
- Nie zagrasz Esmeraldy? – Spytał
Tommy, gdy żwawym krokiem minęła również jego.
- Nie. – Odparła oschłym tonem,
nie próbując jednak powstrzymać drżenia głosu.
- Chcesz wyjść na papierosa albo…
Odpowiedziała mu jedynie głośnym trzaśnięciem drzwiami.
Westchnął cicho, powolnym krokiem zbliżając się do Adama,
który ssąc swoją dolną wargę uważnie wpatrywał się w jeden z zapisów we
własnych manuskryptach. Tommy zbliżył się do jego pleców i pochylił się nad
ramieniem, spoglądając na zapis nut, których wcześniej nie widział.
- O, widzę, że zaplanowałeś rolę również
dla mnie. – Rzekł z sarkastycznym uśmiechem, chwytając za kartkę i wyrywając ją
spomiędzy palców Adama, który syknął cicho.
- Rozciąłeś mi palec. – Mruknął
czarnowłosy, przykładając kciuk do swoich warg.
Ratliff nie odpowiedział. Wpatrywał się w niewiele mówiący
mu zapis, pocięty mnogą liczbą pauz.
- Od jutra czeka nas sporo pracy.
– Rzekł w końcu, prostując swoje plecy – Ale dziś będziemy się bawić. Stawiam
piwo każdemu, kto za pół godziny stawi się w Młynie!
Adam zmarszczył brwi, gdy wszyscy zawiwatowali i zaczęli
zmierzać w kierunku prowadzącym za kulisy. Tommy uśmiechnął się zwycięsko,
czując nieuzasadniony przypływ radości. Zrównał swój wzrok z niebieskim
spojrzeniem, które spoglądało na niego srogo.
- Mamy zacząć pierwszy dzień od
nieprawdopodobnego kaca?
Tommy mruknął z rozczarowaniem, spoglądając błagalnie w
kierunku Adama. Wydął dolną wargę, na co brunet zareagował cichym śmiechem.
- Przestałeś już narzekać na
pusty portfel?
- Miałem udaną sesję, mój drogi.
– Odparł zaczepnie, wskakując na schody.
- To może w końcu pokażesz swoje
portfolio? Chyba, że muszę wykupić płatny dostęp… – Adam roześmiał się, wodząc
wzrokiem za Tommym. Kiedy blondyn w końcu odwrócił się, by na niego spojrzeć, starszy
z dwojga uniósł brew.
- Pokazałbym ci środkowy palec,
ale…
- …wiesz, że wtedy będziesz spał za
drzwiami. A tego nie chcesz.
Tommy rozchylił wargi, zakładając ręce na piersi – Dokładnie
tak. Swoją drogą, niewybredny żart, Lambert. Nie spodziewałem się, że możesz
być aż tak wulgarny.
Czarnowłosy przeciągnął językiem po górnej wardze, nie mogąc
powstrzymać szerokiego uśmiechu – Cóż, Ratliff, uczę się od najlepszych.
* fragment zaczerpnięty z książki Crush - Richard Siken, tłumaczenie własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz