niedziela, 8 lutego 2015

Odc. 8: Koleje losu

Witajcie! Moi drodzy, przede wszystkim dziękuję Wam za cierpliwość. Byłam w szoku, że są jeszcze osoby, które nadal czekały na rozwinięcie historii, którą zmuszona byłam zawiesić. Niestety, wiele zaistniałych przykrych sytuacji odciągnęło mnie od tego, co lubiłam najbardziej - cotygodniowego pisania. Niesamowicie się cieszę, że teraz mam ponownie ku temu okazję.

Niestety nie jestem w stanie dodawać odcinków co tydzień - opuściłam już ciepłe, cztery domowe kąty, pracuję i dopiero teraz rozumiem co oznacza brak czasu i jak bardzo może doskwierać. O nowych odcinkach będę informowała na fp :)

Proszę o wyrozumiałość - nim powrócę do dawnej lekkości pióra muszę jeszcze trochę popisać i na nowo wpaść w ten rytm :) Trzymajcie się i dziękuję Wam jeszcze raz!

7. Koleje losu

Ściskając w dłoni dziesięciodolarowy banknot wpatrywał się w przestrzeń sklepu. Głębszy oddech miał mu pomóc w podjęciu decyzji, czego będzie dziś potrzebował. Zacisnął wargi, wsłuchując się w irytującą muzykę, jaka rozbrzmiewała mu w uszach. Poczuł dłoń na swoim ramieniu; znajomy dotyk sprawił, że momentalnie odwrócił się, unosząc kąciki ust. Ku jego zaskoczeniu był to jedynie wymysł wybujałej wyobraźni.
Blondyn rozejrzał się dookoła, a gdy poczuł, że skupia na sobie wzrok siwiejącego ochroniarza postanowił się wycofać.
- Niech to szlag… - Mruknął, poprawiając torbę na ramieniu. Głód coraz mocniej dawał mu się we znaki, ale narastające napięcie sprawiało, że myśl o jakimkolwiek jedzeniu wywoływała natychmiastowe mdłości. Chłodne, drżące dłonie  mocniej wcisnęły się w kieszenie ciasnych spodni. Nie czekając dłużej skierował swoje kroki w stronę Bert's Theatre.

***

Skradając się po cichu, dostrzegł na końcu korytarza wysokiego bruneta, który leniwym krokiem podążał w stronę foteli, umieszczonych pod sceną. Tommy powiódł za nim, poprawiając opadające na twarz kosmyki włosów. Przyglądał się jego profilowi; twarzy, na której malowało się skupienie, łagodnie rozchylonych wargach, niemo szepcących kolejne, czytane w głowie wersy.

- Gotów? - Usłyszał radosny, kobiecy głos, a fala gorąca skumulowała się w jego żołądku. Odwrócił się w stronę idącej ku niemu Vanessy.

- Chyba nie mam wyboru - Mruknął pod nosem, idąc tuż obok rzędu foteli.

Adam wstał, rzucił notes na krawędź sceny, po czym uśmiechnął się łagodnie w stronę Vanessy. Odwzajemniła ciepły gest, poklepując Ratliffa po ramieniu. Nie czekając, aż wkroczą na scenę, z jej ust wydobył się mocny śpiew.

- Kto widział twoją twarz, ten poznał strach, dla świata maskę masz…

- Świat głos mój zna… - Dopełnił wers, drżącym głosem. 

- W harmonii splata się i głos i myśl! - Wskoczyła na scenę - To upiór tej opery ma we władzy sny!

Rozbłysnęły reflektory, które oślepiły Tommy'ego. Stracił z oczu Adama, stojącego pod sceną.

- Fantazji odrzuć dziś nieostry kształt, bo czas by miała już…

Adam zamknął oczy. Niemal czuł, jak krew w okolicach jego skroni zaczyna wrzeć. Każde słowo, sączące się z ust stojącej przed nim pary wywoływało z osobna małą euforię w każdej komórce jego ciała. Nie dostrzegł tancerzy, wychylających się zza kulis; zatracił się w chwili, w unoszącym się nad sceną kurzu, wzniecanym przez tupot czterech stóp. Głośny śmiech wyrwał go z amoku.

- To nie ten utwór! - Zawołała Vanessa, klaszcząc w dłonie. Oparła ręce o biodra, spoglądając na Adama z porozumiewawczym uśmiechem. Brunet rozejrzał się, a jedyne co dostrzegł to sarkastyczne uśmiechy na twarzach jego przyjaciół.

- Tommy… - Rzekł Adam, zwinnym ruchem wskakując na scenę - Chodź ze mną. - Rzkeł, schodząc za kulisy. Słyszał za sobą niepewnie stawiane kroki. 

- Mam z tobą duży problem - Rzekł Lambert, zatrzymując się w połowie drogi. Próbował zatrzymać na sobie wzrok błądzących, brązowych tęczówek.

- Niczego mi nie obiecywałeś, więc… nie ma sprawy - Rzekł z zażenowaniem Ratliff.
Adam westchnął, opierając się o ścianę - Bo widzisz… Mamy tutaj słabe warunki, problem z kasą, przeliczamy każdego dolara. Jeśli chodzi o twój talent, jeśli nad tobą solidnie popracujemy, może uda nam się dojść do poziomu przynajmniej poprawnego. Hej - Przerwał swoją wypowiedź, łapiąc Tommy'ego za ramię - Jest coś jeszcze. To jest… pamiętam noc, podczas której zgubiliśmy się w korytarzach tego teatru. - Mówiąc to, na jego twarzy zagościł uśmiech - Czułem w tobie coś wyjątkowego, coś, czego nie potrafisz pokazać publiczności. Ale jeśli obiecasz mi, że wydobędziemy to z ciebie, zagrasz z nami.

Nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Intensywny wzrok brązowych oczu.

- Nie potrafię.
- Umiesz czasem walczyć o swoje? - Spytał Lambert, zakładając ręce na piersi.
- Ja po prostu… nie chcę działać na twoją niekorzyść. – Odparł Tommy – Z resztą chyba nie pasuję do tego środowiska.
Lambert uśmiechnął się łagodnie – Każdy z nas pochodzi z innego miasta. Rozumiemy się bez…
- Nie o tym mówię, nie rozumiesz. – Przerwał mu Tommy - Pracowałem w burdelu – syknął – Nie mam żadnych aspiracji. Nie potrafię tańczyć.
Adam wpatrywał się w szeroko otwarte oczy blondyna. Znacząco pokiwał głową.
- Wielu z tych ludzi zaczynało od zera.
- Jestem zerem?
- Ekwilibrystą.
- Czym? – Tommy zmarszczył brwi, obserwując sylwetkę powoli oddalającego się Adama
- Lina jest cienka, uważaj, by nie upaść. Odbicie się od dna bywa trudniejsze, niż myślisz.
Został sam pośrodku korytarza, wsłuchując się w akompaniament migającej żarówki, wdychając przepełnione pyłem powietrze, które drażniło jego gardło.
- Ekwilibrystą… - Powtórzył pod nosem.
***
Podczas, gdy część zespołu żywo dyskutowała na codzienne tematy, Adam siedząc na uboczu przeliczał budżet na promocję musicalu. Rachunki nie prezentowały się najlepiej; Siedemset dolarów oszczędności to przeciętna pensja nastolatków z prowincji. Westchnął, licząc, że pomylił się w kalkulacjach. Dwadzieścia pięć na…
- Bardzo zajęty?- Spytała Vanessa, zajmują miejsce tuż obok bruneta.
- Tak – Odparł krótko, próbując nie zapomnieć cyfr, które układał w głowie.
Dziewczyna żwawo spoglądała na bruneta – Dogadaliście się jakoś?
Uniósł głowę, po czym odruchowo wsunął długopis pomiędzy kartki notesu.
- Dałem mu możliwość wyboru. Jeśli wystarczy mu odwagi wstąpi do naszego zespołu. Nie chcę nikogo uszczęśliwiać na siłę. - Rzekł, spoglądając na próchniejące deski sceny.
Vanessa oparła się o ścianę, pocierając nagie ramiona.
- Maszo ochotę przejść się do Goofy’ego?
Ciekawe, czy wróci. Wracał niejednokrotnie. Gdzie miałbym go znaleźć, jeśli nie w tym miejscu?
- Adam?
Noc labiryntem jest, zabłądźmy w nim. Tyle emocji zebranych w jednym, na co dzień wyszczekanym gardle. Tyle subtelności nie mogłem się po nim spodziewać.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Adam przetarł zmęczone oczy, po czym gwałtownie poderwał się z miejsca.
- Potrzebuję odetchnąć. Daj mi kwadrans.
Nie próbował szukać wymówki w nagłym bólu głowy czy pilnej potrzebie wykonania telefonu do Neila. Wstał, rzucając notatnik na podłogę, po czym żwawym krokiem ruszył przez korytarz, wiodący do drzwi wyjściowych. Stanął w bramie, zamierając w miejscu. Taka ulewa nie miała miejsca w Nowym Jorku przez ostatnie cztery lata.
Niech to szlag.
***
- Kończymy na dziś. Maxie, skocz jeszcze do piwnicy, mamy jakieś rolety?
Zgaszony bełkot docierał do uszu Tommy’ego. Leniwie naciągnął spodnie na wątłe biodra, po czym chwytając torbę po cichu opuścił pomieszczenie. Krótkim ruchem wcisnął garść banknotów głęboko do kieszeni; nie próbował nawet na nie patrzeć. Głuche echo odbijało się wokół całej klatki schodowej, gdy przeskakiwał co drugi stopień, aby opuścić w końcu starą kamienicę. Zimny dreszcz spowił jego ciało, gdy duże, zimne krople uderzyły w jego blade policzki; już dawno nie czuł na skórze tak zimnego, srogiego deszczu.
Gdyby tylko w jego żołądku znajdowała się jakakolwiek treść, w mgnieniu oka zwróciłby ją na chodnik pomiędzy swoimi stopami. Brakowało mu miejsca; jednego miejsca w którym mógłby czuć się w pełni dobrze.
Zaczął żałować samego siebie; swojej emocjonalnej próżni, która nie pozwalała mu choćby na uronienie łez. Pustki w sercu, które nie potrafiło nigdzie na dłużej zagrzać miejsca. Dźwięki samotności i anonimowych przechodniów zatrzymały wokół niego każdą milisekundę. Każda, jałowa komórka jego emocji zaczęła zapadać w sen, z którego nie chciał się dziś wybudzić. Droga do teatru była zbyt męcząca, by mógł tam dotrzeć. Wspomniał jednak intensywny blask niebieskich oczu, co wywoływało w nim jeszcze większe poczucie winy i irytacji.
Dlaczego łatwiej przyjąć pomocną dłoń nieprzyjaciela niż dobrego człowieka?
Przyjął klucz do hotelowego pokoju, zostawiając na ladzie dowód osobisty i zapłatę za najbliższą dobę. Powolnym krokiem skierował się w stronę pokoju, stąpając po zawilgoconym dywanie. Przekręcił klucz w drzwiach, przekroczył próg pokoju i nie zapalając światła rzucił się na łóżko. Neony za oknem zdawały się być mocno rozmyte. Kiedy zaczął pogrążać się w ogarniającej go ciszy, rozbrzmiał stłumiony dźwięk wibracji w telefonie. Leniwym gestem sięgnął po komórkę, by odczytać wiadomość.
Jeśli możesz spotkajmy się w Bert’s Theatre.
Zmarszczył brwi, po czym podniósł głowę, ponownie odczytując wiadomość. Czego Adam może potrzebować o tej godzinie?
Daj mi kwadrans. Albo dwa.
Odpisał w mgnieniu oka, po czym skierował swe kroki w stronę łazienki. Nie patrząc w lustro obmył twarz zimną wodą i poprawił zsuwające się z bioder spodnie. Czasami nie rozumiał pulsacyjnego sposobu działania, który przejmował nad nim kontrolę. Nim zdążył się zastanowić nad kolejnym krokiem, był już o dwa do przodu. Choć przyznawał, ze nie tęskni za poczuciem bycia osobą, na której komuś mogłoby zależeć, coś roztliło w jego sercu ciepłą, pozytywną iskrę. Szybkim krokiem przemierzył hotelowy korytarz, wtapiając podeszwy swych butów w zawilgocony dywan. Gdy nacisnął klamkę drzwi wyjściowych, silny podmuch wiatru szarpnął nimi, wyrywając się z uścisku Tommy’ego.

Gdy pokonywał drogę bazował głównie na przebłyskach pamięci. Ulewa nie pozwalała mu otworzyć oczu na dłużej niż na jedną krótką chwilę. Mocniej ścisnął kołnierz kurtki, czując narastające drapanie w gardle, które nie dawało mu spokoju. Przyspieszył kroku, gdy ulica zaczęła pustoszeć z przejeżdżających samochodów. Miał świadomość jak niebezpieczną wylęgarnią miejskich szczurów marginesu stał się Brooklyn.
Przyjemny dreszcz rozlał się po jego ciele, gdy przekroczył bramę teatru Lamberta. Przyspieszył kroku, by dotrzeć do hallu głównego, a jego zamglony wzrok nie pozwolił mu dostrzec Vanessy, która silnym gestem złapała go za ramię.
- Hej, tu jestem. – Rzekła z ciepłym uśmiechem.
Próbował wyrównać swój oddech, co chwilę mierząc wzrokiem w dal korytarza, na końcu którego znajdowała się główna scena i widownia – najczęstsze miejsce pobytu Adama.
- Spodziewałaś się mnie? – Spytał nieco zakłopotanym głosem.
Zmierzyła go wzrokiem, czując na swojej twarzy postępujący wyraz dezorientacji.
- Przecież się umawialiśmy. Przed chwilą.
Głos zamarł w jego gardle, a z ust wydobył się rzeżący, zgaszony pomruk.
- Przepraszam, myślałem, że to… Nie wiedziałem, że masz mój numer. – Odparł, opierając się o ścianę.
Stanęła naprzeciwko niego, zachowując bezpieczny dystans – Nie miałam. Ale porozmawiałam z Adamem i udało mi się wyciągnąć nieco informacji – Rzekła, poprawiając włosy – Chcesz się przejść na drinka?
- Myślałem, że to coś pilnego. – Odparł, próbując ukryć swoje rozgoryczenie – To znaczy chętnie, jak najbardziej, ale pogoda nie sprzyja jakimkolwiek spacerom. Z resztą sama widzisz – Wskazał na swoje ociekające lodowatą wodą ubranie.
- Wybacz, głupio wyszło. Nie powinnam była. – Rzekła, łagodnie gładząc palcami krawędź skórzanej kurtki Ratliffa – Chodź, zmienisz ubranie.
- Na twoje? – Odparł z uśmiechem, próbując załagodzić napiętą atmosferę.
Tommy poczuł na sobie znajomy wzrok mężczyzny, który właśnie znalazł się kilka metrów za nim. Gdy spojrzał w bok, potrzebował ściany za swoimi plecami, by nie stracić równowagi. To ten sam facet, z którym wylądował w darkroomie kilka tygodni temu. Terrance.
- Znacie się? – Vanessa przerwała ciszę, podczas której przeszywające się spojrzenia zaostrzały sytuację.
- Zdarzyło nam się zamienić kilka słów w pobliskim barze – Terrance zmusił się do mdłego uśmiechu, wyciągając rękę w kierunku blondyna, gdy już się do niego zbliżył. Wymienili uścisk dłoni, czując wzajemnie zimny pot na własnych rękach.
- Van, chyba deszcz ustaje… - Tommy położył dłoń na ramieniu dziewczyny, powoli wyprowadzając ją z teatru. Oparł się o zimny mur, czując przeszywający go dreszcz. Szukał w kieszeni ostatniego papierosa, jednak przemókł do cna.
- Wszystko gra? – Spytała, mrużąc powieki.
- Mieliśmy kiedyś małe spięcie, nie dogadaliśmy się. Mała rzecz, nie przejmuj się. – Odparł, biorąc głębszy oddech.
Spoglądała na niego podejrzliwie – Nie jesteś dość wylewny. Nie będę naciskać. Może powiesz chociaż w czym dorabiasz? – Spytała, zakładając ręce na piersi.
- Jestem modelem – Odparł, wciskając ręce w kieszenie swoich spodni.
- Nie dziwię się – Mówiąc to puściła w jego kierunku perskie oko – Masz na koncie jakieś sukcesy?
- Nie, nic szczególnego. Adam mówił coś na mój temat? – Nie mógł powstrzymać się przed zadaniem tego pytania.
Vanessa naciągnęła kaptur na głowę – Czeka, aż podejmiesz decyzję.
- Miałabyś coś przeciwko, jeśli dołączyłbym do waszego zespołu? – Spytał, kładąc ręce na jej ramionach.
Uśmiechnęła się szeroko, odpowiadając tym samym gestem – Jasne, że nie. Wydajesz się być w porządku.
Układał w głowie ostatnie pięć minut, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego przypadki rządzące światem zawsze muszą działać na przeklętą, cholerną niekorzyść.

3 komentarze:

  1. hej, nie wyszłaś z wprawy.
    odcinek świetny jak zawsze, ale mam niedosyt.
    "Leniwie naciągnął spodnie na wątłe biodra, po czym chwytając torbę po cichu opuścił pomieszczenie. Krótkim ruchem wcisnął garść banknotów głęboko do kieszeni;" a więc jednak przyjął propozycję - niech to szlag, że też zawsze sytuacja zmusza człowieka do robienia głupich rzeczy, szkoda mi Tommy'ego, jest w takiej marnej sytuacji i nie pozwala sobie pomóc
    mam nadzieję że weźmie się w garść
    Adam: mam wrażenie że od razu poczuł więź z Tommy'm, myśli o nim - to dobry znak
    to tyle z mojej strony, cieszę się że wróciłaś, a nieregularnym dodawaniem odcinków się nie martw - ja też czasami nie dotrzymuję terminów, a. I koniecznie wpadnij do mnie na milosczidola.blogspot.com powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja któtko nie wyszłaś z wprawy i fajnie że wróciłaś do pisania bardzo lubię twoje opowieści. Nie mogę się doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Van mnie zaczyna bardzo drażnić jako bohaterka.

    OdpowiedzUsuń