czwartek, 3 marca 2016

Odc. 10: Miliony gwiazd

Witajcie! Na początku chciałabym serdecznie podziękować za odwiedziny na blogu i komentarze pod ostatnią notką. Wasze słowa potrafią mocno zmotywować, dziękuję kochani!


10. Miliony gwiazd

Adam szybkim krokiem wyszedł na scenę, rozglądając się po ginącej w mroku sali. Wziął głęboki oddech i ruszył dalej, mijając drugie wejście za kulisy. Zawiesił dłoń na karku, krocząc wzdłuż długiego, zalanego czerwoną wykładziną korytarza, zaglądając do każdego z otwartych pokojów. Zatrzymał dłoń na framudze drzwi należących do kuchni i wychylił się, spoglądając do środka.
- Och? – Brooke zwróciła się w jego kierunku, zamykając lodówkę – Szukasz kogoś?
- Chyba muszę zamontować kamery. – Odparł z łagodnym uśmiechem – Wiesz może, gdzie jest Tommy?
Dziewczyna zmarszczyła brwi – Ten nowy chłopak? Sprawdź szatnię, dopiero co o nią pytał.
Adam w podziękowaniu kiwnął głową, po czym skręcił w jeden z korytarzy, gdy zatrzymało go silne zderzenie z drobniejszym ciałem. Czarnowłosy odruchowo owinął ramiona wokół Ratliffa, chroniąc go tym samym przed upadkiem.
- O rany, przepraszam. – Mruknął Tommy, podnosząc wzrok w kierunku Adama, który zwolnił swój uścisk.
Czarnowłosy poczuł przyjemne ukłucie w dole brzucha, gdy czekoladowe oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Odpowiedział ciepłym uśmiechem, po czym wskazał na klucz, który trzymał pomiędzy palcami.
- Chciałem ci pokazać salę do twoich ćwiczeń.
Blondyn spuścił ręce wzdłuż ciała, zbiegając wzrokiem na parę łagodnie rozchylonych warg – Prowadź. Ja więcej nie podejmuję się samotnych wycieczek po tym pieprzonym labiryncie.
Lambert pewnym krokiem ruszył przed siebie, unosząc w groźbie wskazujący palec. – Uważaj na swój język, Ratliff.
Blondyn wpatrywał się w plecy Lamberta, który szedł przed nim. Próbował odczytać napis, zdobiący tył jego kurtki, jednak kaligraficzne łuki okazały się zbyt skomplikowane.
- Nie lubię, gdy mówisz do mnie po nazwisku.
- W jednej chwili mogę sprawić, że polubisz, Ratliff. – Rzekł wyjątkowo niskim tonem głosu, sięgając wzrokiem przez ramię.
Tommy mruknął pod nosem niezrozumiałe przekleństwo, przełykając ciche westchnienie próbujące opuścić jego usta, a kilka chwil później zatrzymał się przed parą szerokich, zielonych drzwi. Wyróżniały się one na tle brązów i czerwieni, gryząc się z pozostałymi kolorami.
- Dlaczego nigdy wcześniej nie pokazałeś mi tego pokoju? – Spytał, zakładając ramiona na piersi. Zmierzył wzrokiem Adama, który ostrożnym ruchem dłoni przekręcił klucz w zamku.
- Powiedzmy, że to miejsce jest dla mnie wyjątkowe. – Odparł bez krzty uśmiechu, jednak jego głos brzmiał nadzwyczaj łagodnie. Uchylił drzwi i skinął głową, zapraszając blondyna do środka.
Ratliff przekroczył próg pomieszczenia, odnajdując włącznik światła. Sala była wypełniona przestarzałymi meblami i elementami starych scenografii. Na środku usytuowany był fortepian, pokryty cienką warstwą kurzu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach wilgoci, za które najprawdopodobniej odpowiedzialne były ustawione w rzędzie fotele, na których malowały się zaschnięte smugi deszczu.
- Wyjątkowe. – Powtórzył Tommy, wciskając dłonie w kieszenie bluzy – Mimo tego chyba nie zaglądasz tu zbyt często.
- Nie lubię, gdy wspomnienia mieszają mi w głowie. – Odparł Adam, zamykając za sobą drzwi łagodnym kopnięciem. Minął blondyna, podchodząc do potężnego fortepianu, by otworzyć jego klapę. Przesunął palcami po rzędzie czarno-białych klawiszy.
- A więc nie pogodziłeś się ze swoją przeszłością? – Tommy powolnym krokiem ruszył w stronę Lamberta, przysiadając na taborecie. Podniósł głowę, licząc na odwzajemnione spojrzenie. Spotkał się jedynie z nikłym uśmiechem, który niemal niezauważenie przemknął przez usta Adama.
Czarnowłosy zawiesił dłoń na swoim karku, rozglądając się dookoła. Dostrzegł krzesło, pozbawione oparcia. Ruszył w jego kierunku, by po chwili spocząć obok Ratliffa.
- Znasz jakiekolwiek pojęcia z teorii muzyki?
Ich spojrzenia spotkały się na moment. Na twarzy Tommy’ego zagościł surowy uśmiech.
- Znam. Chodziłem do szkoły muzycznej.
Wargi czarnowłosego rozchyliły się w niemym zdumieniu.
- Dlaczego nigdy o tym nie wspomniałeś?
- A ty byłbyś dumny, gdyby rodzice kazali ci grać na flecie?
Lambert roześmiał się cicho, kręcąc głową. Ułożył palce na białych klawiszach, biorąc głęboki oddech.
- Przed nami sporo do nadrobienia.  – Rzekł, spoglądając na przygotowany wcześniej plik notatek. – Tak jak wspominałem, nie oczekuję, że w przeciągu kilku miesięcy uczynię z ciebie wirtuoza. Musisz jednak nauczyć się grać utwory z tych rękopisów.
Tommy wyprostował swoje plecy, zwracając się frontem w stronę instrumentu – Powiedz jeszcze, że sam je skomponowałeś.
Adam nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę towarzyszyła im jedynie cisza, przerwana w pewnej chwili przez fałszywy dźwięk, który wydał fortepian pod naporem palców Ratliffa.
- Pieprzysz. – Mruknął Tommy – Zacznijmy naszą znajomość jeszcze raz. Cześć Adam, może porozmawiamy o twoich zainteresowaniach i o tym, co potrafisz robić najlepiej? Ach, nie, zaczekaj. Opowiedz o tym, czego nie potrafisz, bo nie mam kolejnych trzech godzin na słuchanie o twoich talentach.
Czarnowłosy roześmiał się ciepło, wprowadzając nieco pogodniejszą aurę. Zastukał palcami w swoje kolano, druga ręką poprawiając kosmyki włosów, opadających na jego czoło.
- Jestem beznadziejnym kucharzem. – Rzekł z szerokim uśmiechem, spotykając błękit swoich oczu z brązowymi tęczówkami.
- W takim razie bierzesz randki na wynos?
Czarnowłosy ze zrezygnowaniem pokręcił głową. – Zaczynasz być irytujący. Graj.
Tommy posłusznie ułożył opuszki na klawiszach, przez dłuższą chwilę wpatrując się w melodyjny zapis. Pierwszy, niezwykle leniwy dźwięk rozbrzmiał w pomieszczeniu. Adam uważnie śledził każdy ruch dłoni chłopaka, do czasu, aż spod palców Ratliffa wydobył się nieczysty dźwięk. Nie komentując jego drobnej porażki ani słowem, ułożył własne palce tuż pod dłonią Tommy’ego wskazując mu właściwy akord. Cofnął rękę, pozwalając młodszemu na skupienie.
Po kilku chwilach Tommy ze zrezygnowaniem zwrócił się w stronę Lamberta, wymuszając na nim próbę nawiązania kontaktu.
- Po każdym poprawnie zagranym takcie odpowiesz na jedno moje pytanie. Zgoda?
Adam zacisnął wargi w wąską kreskę, ze zrezygnowaniem wzruszając ramionami. – Cóż, nie pozostawiasz mi wyboru.
Tommy wyrzucił pięść w górę w geście zwycięstwa, po czym poprawił się na taborecie, uważnie przyglądając się pierwszemu taktowi. Kiwał głową, zastępując metronom, po czym zagrał kilka prostych dźwięków, rozpoczynających utwór.
- Pięciokrotnie za wolno. – Odparł Lambert – Nad tym jeszcze popracujemy.
- Więc powiedz mi, w czym ten pokój jest tak wyjątkowy. – Rzekł Ratliff, zmierzając się z kolejnym taktem.
- Leczyłem tutaj złamane serce.
Tommy zmarszczył brwi, analizując w głowie jego słowa.
- Zaraz. Podobno Vanessa wie o tobie więcej niż ktokolwiek inny. Jak to możliwe, że według niej nikt nigdy nie skradł ci serca? – Spytał, spoglądając w kierunku czarnowłosego, który bez cienia uśmiechu kiwnął w kierunku klawiszy.
- To już kolejne pytanie.
Ratliff wstrzymał oddech w płucach, pochylając się nad kolejnym taktem. Podjął trzykrotną próbę odtworzenia dźwięku, po czym jęknął z irytacją. Westchnął ze zrezygnowaniem, gdy prześledził wzrokiem resztę utworu, rozpisanego na dwie dłonie.
Spróbował ponownie, jednak jego palce z dużą dozą niepewności zatrzymały się pomiędzy klawiszami. Adam czekał na kolejny ruch, który nie następował. Uważnie śledził skupiony wzrok Tommy’ego, w którym dostrzegł cień determinacji. Powolnym, bezszelestnym ruchem przykrył dłoń blondyna swoją dłonią, delikatnie nakierowując jego palce na właściwe miejsce.
- Kilka lat temu układałem moje szczeniackie życie ze wspaniałą kobietą. – Mówiąc to, nakierował palce Ratliffa na właściwe klawisze, znając zapis utworu na pamięć. – Po raz pierwszy w życiu czułem się szczęśliwy. Budziłem się z uśmiechem, wierząc, że każdy kolejny dzień przyniesie mi wszystko, czego pragnąłem od zawsze. Pielęgnowałem to uczucie, bo było najlepszym, co mnie spotkało po wielu latach, które spędziłem jako zły człowiek. Nie sądziłem, że zasługuję na piękno, które zaczęło mnie otaczać. Jednak… Musiałem zapłacić za swoje błędy i straciłem ją. Odeszła z dnia na dzień, pozostawiając mnie z niespełnionymi marzeniami i wspomnieniami, do których wracam każdego dnia. W tym pokoju skomponowałem muzykę, którą właśnie próbujesz grać.
Tommy poczuł bolesny uścisk w klatce piersiowej na dźwięk tych słów. Nie spodziewał się, że Lambert zrzucił na niego tak wielką odpowiedzialność, przekazując mu historię swoich uczuć i emocji pod postacią nut zdobiących pięciolinię. Popadł w zamyślenie na tyle mocno, że jego dłoń pozostała w bezruchu, a palce Lamberta próbujące nakreślić kolejny dźwięk zsunęły się z jego palców, przeplatając się z dłonią blondyna w luźnym uścisku.
Tommy zamarł na uczucie ciepła spoczywającego na jego ręce, a jego speszony wzrok nie mógł oderwać się od pustej, bladej ściany, w którą wpatrywał się od kilku dłuższych chwil. Uczucie mrowienia pod powłoką cienkiej skóry stawało się boleśnie dokuczliwe, jednak nie chciał go utracić. Jego sparaliżowane palce nie były w stanie odpowiedzieć na ten przypadkowy, drobny gest. Kiedy Adam cofnął swoją rękę, Ratliff momentalnie poczuł owiewający go chłód. Spojrzał w niebieskie oczy, z rozczarowaniem stwierdzając, że nie jest w stanie odnaleźć w nich krzty ciepła.
- Być może to powód, dla którego nie jestem w stanie otworzyć mojego serca przed Vanessą. Wiem, że pokrewnych dusz nie spotyka się na co dzień i być może tracę wielką szansę. Mimo wszystko sądzę, że szczęście nie jest stanem ciągłym. Po serii pięknych wydarzeń w końcu musi spaść deszcz meteorytów. Nie potrafiłbym znieść kolejnego zawodu.
Blondyn przeniósł na niego swój zagubiony wzrok – W jaki sposób człowiek o twojej wrażliwości radzi sobie w pojedynkę?
Adam zmierzył go wzrokiem, przywołując na usta tajemniczy półuśmiech.
- Skąd wiesz, że jestem wrażliwy? Tylko nie mów, że to domena arty-
- Widzę to w twoich oczach. – Przerwał mu Tommy, opierając dłonie o kolana – Twoje spojrzenie niesie w sobie współczucie, zainteresowanie. Szczerość. Nie wiem, jak możesz być tak bezinteresowny. Nie znam cię, ale chyba jesteś dobrym człowiekiem.
Lambert potarł swoje ramię, ze zrozumieniem kiwając głową – Cieszę się, że tak sądzisz.
Zapadła między nimi dłuższa chwila ciszy, którą przerwał niski ton głosu Ratliffa.
- Też przyciągasz problemy?
Adam roześmiał się ciepło, a dźwięk ten  zabrzmiał nadzwyczajnie kojąco – Jak nikt inny. W ostatnim czasie ich unikam, ale kilka lat temu wpadałem  z jednego bagna w kolejne. Nie potrafię uczyć się na błędach. Od kiedy zaszyłem się w tym teatrze, moje życie pozbawione jest wszelkich rewolucji – Wzruszył ramionami – Ale może ma to swoje plusy. Neil jest zdania, że wszyscy zgłupiejemy, oślepniemy, a władze opieczętują to miejsce jako szpital dla chorych umysłowo.
- Kto? – Tommy z zaciekawieniem uniósł brew.
- Neil. Mój brat. – Wyjaśnił Adam, śledząc spojrzenie Tommy’ego, które powędrowało na wyświetlacz telefonu. Uśmiech z twarzy blondyna zamienił się w surowy grymas. Przesunął on wzrokiem po kilku zdaniach, marszcząc przy tym brwi.

Jesteś barmanem, nie? Potrzebujemy cię dziś. Gwarantuję sowite napiwki. E 96th St przy boisku za 45 minut. Czekaj na czarnego vana. Maxie.

- Mam szybkie zlecenie. – Rzekł, wstając ze swojego miejsca. Oparł się biodrem o fortepian, zakładając ręce na piersi – Będziesz mnie jeszcze dziś potrzebował?
Adam przecząco pokręcił głową, sięgając po zbiór swoich notatek. Ułożył je na kolanach, sprawdzając, czy zgadza się numeracja ich stron.
- Wrócisz na noc?
Tommy poczuł przyspieszone bicie swojego serca, nie rozumiejąc bolesnego ucisku w klatce piersiowej. Wcisnął ręce w kieszenie bluzy, po czym zaczął się wycofywać.
- T-tak, tak myślę – Zająkał się, zniżając ton swojego głosu.
- Nie mam dodatkowego klucza, więc zastanawiam się, czy powinienem zostawić drzwi otwarte. – Adam zwrócił wzrok w jego kierunku, tym razem nie spotykając błękitu z głębokim brązem. – Gdybyś nie mógł się dostać, po prostu odstaw serenadę pod balkonem. – Mrugnął okiem w jego kierunku.
Tommy wyślizgnął się z sali, ignorując głodowy ból, zlokalizowany w okolicach żołądka. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz miał coś w ustach.

***

Słońce schowało się za gęstymi, deszczowymi chmurami, a smolisty cień spowił okolicę w ponurej aurze. Tommy naciągnął rękawy bluzy na swoje dłonie, po czym poprawił kaptur, przestępując z nogi na nogę. Co chwilę nerwowo spoglądał na zegarek, uważnie odliczając w głowie minuty spóźnienia. Jego zdenerwowanie wzrastało z każdą chwilą, do czasu, aż wspomniany w wiadomości samochód zatrzymał się kilka metrów od niego.
Powolnym, lecz pewnym krokiem ruszył w stronę auta, otwierając drzwi od strony pasażera. Bez słowa wsiadł do środka, zatrzymując powietrze w płucach.
- Dokąd jedziemy? – Zapytał kierowcę, który zmierzył swojego rozmówcę krótkim spojrzeniem we wstecznym lusterku.
- Jeszcze cię nie nauczyli, że milczenie jest złotem?
Tommy nerwowo zacisnął wargi, przenosząc wzrok na ulicę. Choć był pełen obaw, nie zawahał się ani przez chwilę. Zatrzasnął drzwi samochodu, obserwując przemijające, zlewające się w szarą magmę drzewa. Oparł skroń o szybę, tuląc się do ciepłego, dresowego materiału swojej bluzy.
W jego głowie cały czas malował się obraz nut i usilnie próbował odtworzyć z nich melodię w swojej wyobraźni. Nie mógł przywołać nawet jednego, czystego dźwięku, co potęgowało w nim narastającą frustrację. Nerwowo przebiegł palcami po swoim udzie, zatrzymując w płucach głębszy oddech, gdy samochód zatrzymał się na czerwonym świetle. Dopiero teraz do jego świadomości zaczęło docierać, że najprawdopodobniej popełnia niewiarygodnie potężny błąd, po którym nie będzie w stanie się pozbierać. Wysunął drżącą dłonią telefon z bocznej kieszeni swoich spodni, ignorując nieodebrane połączenia od Vanessy. Długo wpatrywał się w wyświetlacz, pragnąc skontaktować się z Adamem. Uporczywe ciepło nie rozstało się z powłoką skóry jego dłoni i pragnął strącić z siebie to uczucie, choć nie potrafił znaleźć skutecznego sposobu.
Przesunął językiem po krawędzi swoich zębów, wpatrując się nieprzytomnie w kolorowy wyświetlacz. Nim zdążyli ruszyć ze świateł, wysłał krótką wiadomość, zbierając w niej kilka ulotnych myśli.

***

Adam przepasał mlecznobiały ręcznik wokół swoich bioder, po czym przeciągnął dłonią po zaparowanej szybie, by ujrzeć swoje odbicie. Nucił pod nosem jedną ze swoich ulubionych melodii, gdy przeczesywał palcami wilgotne kosmyki włosów.
Jego telefon rozbrzmiał krótkim dźwiękiem marimby. Chwycił go, po czym opuścił łazienkę, dostrzegając w oddali korytarza Vanessę, która pomachała w jego kierunku. Adam odpowiedział tym samym gestem, unosząc dłoń, po czym wszedł do swojego gabinetu, zostawiając uchylone drzwi.
- Adam? – Rozbrzmiał łagodny, kobiecy głos. – Mogę przeszkodzić?
- Jasne. – Odparł Lambert, siadając na krześle przy biurku. Zmarszczył brwi, gdy ujrzał nazwisko adresata wiadomości. Tommy nie pisał do niego zbyt często.
Czasami pragnę, by moje życie okazało się źle napisaną powieścią, w której bohaterowie zasługują na szczęśliwe zakończenie.
- Terrance zaczął już pracować nad układem do fragmentu scenariusza i melodii, którą nam zostawiłeś.
- To dobrze. – Odparł czarnowłosy, nie odrywając wzroku od wyświetlacza. Po chwili nacisnął właściwą ikonę, by odpisać na wiadomość.
- Nie wiem, czy jesteś tego świadomy, ale pomyliłeś chronologię scen. Adam, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Lambert westchnął z poirytowaniem, ściskając telefon w dłoniach. Podniósł wzrok na brunetkę, wzruszając ramionami.
- Potrzebuję jeszcze kilku dni, żeby wszystko dopiąć. Obiecuję, że w sobotę przydzielę wasze role i zaczniemy pracę. Wszystko jest prawie skończone, potrzebuję jeszcze nadać sznytu i… - Zawiesił głos, gdy ujrzał ironiczny uśmiech, wkradający się na usta dziewczyny – No co?
- Myślałam, że to tylko i wyłącznie twoje miejsce pracy. Nawet ja nie spędziłam w tym pokoju więcej niż… ach, nieważne. – Dodała, spoglądając na ubrania Ratliffa oraz kilka jego prywatnych rzeczy rozrzuconych na biurku Adama – Nie będę ci przeszkadzać. – Rzekła, wybijając na drzwiach nerwowy rytm swoimi paznokciami, po czym opuściła pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.
Czarnowłosy pokręcił głową, wypuszczając z ust powietrze. Pochylił się nad wiadomością jeszcze raz.

Skoro jesteśmy bohaterami, to los jest autorem naszych powieści. My nie będziemy w stanie spojrzeć z dystansu na zakończenie, bo wraz z tym jedynym końcem zgaśniemy.

Odpisał, spływając wzdłuż oparcia swojego fotela. Odpowiedź przyszła prędzej, niż się spodziewał.

Nie zgaśniemy. Będziemy błyszczeć jak miliony gwiazd. W każdym wymiarze.

Uniósł kąciki ust, odkładając telefon na półkę. Skrył twarz w dłoniach, przypominając sobie palce Tommy’ego, oswajające się z gładką strukturą białych klawiszy. Nie mógł przypomnieć sobie bardziej intymnej chwili niż ta, w której ciszę przerywały dźwięki, będące uosobieniem jego historii.

5 komentarzy:

  1. Boję się gdzie jedzie Tommy, to nie brzmi zbyt dobrze... Adam i jego złamane serduszko </3 Aż się łezka w oczku kręci.
    Kocham Cię. Twój czas jaki poświęcasz na pisanie. Twoje wyczucie w tym co robisz. Na prawdę pełen podziw. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. hej mam pytanko czy Bariera Zmysłów dostępna jest tylko na blogspot i blog onet czy gdzieś jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo zauważyłam to na wattpad i jestem ciekawa czy to wasze czy ktoś to sobie zabrał

      Usuń
    2. Hej!
      Ja oraz współautorka Drache, z którą pisałyśmy Barierę Zmysłów prowadziłyśmy opowiadanie na onecie i blogspocie. Bariera Zmysłów dostępna na Wattpadzie jest naszego autorstwa, jednak nie my odpowiadamy za jej publikację. Dziękuję za informację, zastanowimy się, jakie kroki podjąć w tej sprawie.

      Usuń
  3. Mam dwa wnioski. Tommy jest ostatnim przegrywem, skoro ma fajki, materac i alkohol, zamiast jedzenia to raz, a dwa, że on już trzeci albo czwarty raz na kogoś wpada i dobija.
    Drugi wniosek jest taki, że Tomaszek jest głupi. Czuję to w kościach. Maxie nie jest mimo wszystko kolesiem godnym zaufania. Praca na miejscu i pieniądze do ręki brzmią w porządku, ale samochód? Nope.

    Xoxo ~ ur bb girl.

    OdpowiedzUsuń